Cutness overload - mały Baloo i zabawa w Crate Games. |
Klatka - wymysł, czy sprzęt niezbędny? Wiele osób uważa to za barbarzyństwo, ludzi klatkujących swoje psy za znęcających się nad nimi psycholami ( to z opowieści osoby, która po występie schowała zmęczonego psa do klatki i została zbluzgana przez starsze małżeństwo).
Osobiście zanim poczytałam i zaczęłam się przygotowywać do pierwszego psa, miałam mieszane uczucia - a to tylko dlatego, że nie wiedziałam o co tak naprawdę chodzi. Potem pojechaliśmy po szczeniaka, zobaczyliśmy jak bardzo trzeba na bydlę uważać, i wystarczy chwila nieuwagi, a pies zrzuca sobie lampę na głowę (brzmi dramatycznie, na szczęście to była ta papierowa, ikeowska lampka stołowa :P). Na szczęście klatkę mieliśmy już przed przybyciem szczeniaka do domu (ach, kompletowanie wyprawki to superanckie chwile!).
Ale od początku - po co tak naprawdę wprowadzić klatkę?
Ze względów bezpieczeństwa - szczególnie u szczeniąt. Nie każdy ma możliwość przebywania ze szczylem 24 godziny na dobę (ba, podejrzewam, że mało kto!). Dzięki dobrze "zrobionej" klatce można spokojnie zamknąć za sobą drzwi i być pewnym, że nic złego się nie stanie (co prawda w moim przypadku to nieco nad wyrost, bo pierwszy raz zostawiając Baloo samego w klatce - sprintem pobiegłam do sklepu, kupiłam losową rzecz wracałam jak na skrzydłach z wizją Bala z urwaną łapą, zarzyganego i utoczonego w kupie).
Dla higieny psychicznej psa - myślę, że każdy z nas potrzebuje swojego miejsca, swojego kawałka ziemi, wypoczynku od kochanej rodzinki, współlokatora. Takiego, gdzie można się zaszyć i nikt nam d...to znaczy głowy nie zawraca. Psy tego też potrzebują. Dobrze wprowadzony trening klatkowania pozwoli psu wyciszyć się i odpocząć nawet w najbardziej stresujących, emocjonujących miejscach:
Dla własnego świętego spokoju - żeby uspokoić rozemocjowanego psa i jednocześnie nie doprowadzić do tego, że zamilknie na wieki - właśnie wykonałam ten zabieg przed chwilą, bo ekipa zbytnio się rozochociła w zabawie. Jedno powędrowało do klatki, jedno na posłanie, 5 minut rozkminy i teraz mam nowe psy.
Czasowa izolacja od sytuacji stresowych - gości, małych dzieci, innych psów. Ja używam klatki do podawania posiłków z kośćmi - po przykrej sytuacji, gdzie Bal łykając na szybko indyczą szyjkę niemal się zadławił i musiałam mu rękami z gardła ją wyciągać.
Podróżowanie staje się łatwiejsze - dlatego, że pies ma swój mobilny dom. Wspominałam już we wcześniejszej notce, że lżejszą wersję klatki mój pies uwielbia - gdy biorę go do pracy, czy jedziemy na wakacje, czy jesteśmy na seminarium on w klatce odpoczywa i się relaksuje. To jest jego prywatny teren i już.
Miłość od pierwszego złożenia! :) |
Ograniczenie ruchu po zabiegach/kontuzjach. Każdego psa po operacji wolałam oddzielić - jeszcze naćpany, niepewny, bardzo drażliwy, nieprzyjemnie reagował na pobratymca usiłującego obwąchać go od stóp do głów.
Jak ja nauczyłam przebywania w klatce?
Przygotowywałam oba psy, Balu dzięcieciem będąc się uczył, Ru jako stary , dziewięciomiesięczny babon :)
Nie było to dla mnie łatwe, szczególnie przy małym szczeniaku. Zaczynałam od budowania dobrych skojarzeń z klatką - czyli serwowania tam posiłków. Klatka była cały czas otwarta, w sypialni, gdzie wszyscy dość często przebywamy. Wiązał się z tym cały łańcuch - w kuchni sypałam karmę do miski, szczylek radośnie biegł ze mną w stronę pokoju z klatką, ja wydawałam śmieszny dźwięk - komendę "klatka!" młodzież ochoczo wbiegała i pałaszowała kolację. W tym czasie drzwiczki przymykałam, w momencie gdy posiłek miał się ku końcowi, drzwiczki były otwierane, potem stopniowo wydłużałam moment otwarcia drzwiczek i dodawałam komendę zwalniającą "ok". Czasem rozsypywałam coś pysznego w klatce, żeby młody sam odkrył, że to samo dobro jest.
Następnie, jak już skojarzenie było i Balu uczył się ze mną pracować wprowadziłam bardzo fajne zabawy - znane szerzej jako Crate Games :
Tym sposobem powoli, powoli klatka stała się czymś najwspanialszym na świecie!
Na tym etapie mieliśmy opanowane
1) Dobre skojarzenia z byciem w klatce,
2) Komenda była powiązana z czymś fajnym,
3) Zamknięte drzwiczki nie były dramatem
Balu po swoim pierwszym seminarium. |
I przeszliśmy do najtrudniejszego momentu - maluch musiał zostać na chwilę sam w pokoju. Do tego etapu podeszłam po wyjątkowo wyczerpującym dniu - takim, że zwierz ledwo żył i na oczy widział. Pozostawiłam go w klatce i opuściłam pokój. Zgodnie z przewidywaniami rozpoczął się dramatyczny płacz (a płacz szczeniaka wbija w serce noże), stałam tuż za progiem, dla niego niewidoczna i prawie płakałam, że muszę wytrzymać. Z chwilą gdy szloch ustał, weszłam i nic do niego nie mówiąc oceniłam, czy jest w miarę ok psychicznie (czyli nie ma WYPUŚĆ MNIE NATYCHMIAST JA TU UMRĘ!!!) i pozwoliłam mu z klatki wyjść. Kluczem tu jest nie reagować na jazgot, płacz i darcie szat. Z czasem wydłużałam czas mojej nieobecności aż do wyjścia do pracy. Balu bardzo lubi klatkę, zresztą jak widać na filmiku - komenda wykonywana jest chętnie :)
Z Ruby było nieco trudniej, bo była już prawie dorosła i krnąbrna. I podobnie jak w tamtym przypadku zaczęliśmy od brzuszka :) Czyli ustawiliśmy sesję klikerową tak, że za wejście do klatki był k/s. Klatka cały czas była w pokoju, otwarta. Następnym etapem było serwowanie jedzenia w klatce - przy zamkniętych drzwiczkach i otwieranie ich po jedzeniu. Niestety jakiekolwiek wariacje pod tytułem "zamknę cię w klatce, będziesz jadła a ja wyjdę" skutkowały niekończącym się wrzaskiem połączonym z próbami wzięcia klatki taranem. Stopniowo więc dawałam konga wypełnionego czymś przepysznym (nie jakieś tam, kulki, phi!) i...szłam pod prysznic, żeby nie kusiło mnie ją opierdzielić. Kilka wieczorów z rzędu był wrzask pomieszany z mlaskaniem (typu : "TY TAKA OWAKA JAK TYLKO WYJDĘ TO CI TĘTNICĘ PRZEGRYZĘ" z "Omnomnomnom! Dobre jedzonko!"). Przełom nastąpił jak wpadłam na pomysł, żeby wieczorem, gdy układała się w niej do snu, zamykać drzwiczki i otwierać dopiero następnego dnia rano. Potem już idąc z jedzeniem podłożyłam komendę "klatka" i udało się. Jadąc na trening obawiałam się, czy Ru odważy wejść się do obcej klatki, ale na szczęście nie stanowiło to dla niej żadnego problemu.
Czy klatka ma jakieś wady?
Dla mnie wadą jest jej wielkość i słaba ustawność - no nie za ładnie wygląda taka kolubryna u nas w sypialni, poza tym idąc w nocy się napić z uporem maniaka walę piszczelem w drzwiczki.
Źle wprowadzona (jako narzędzie izolacji i kary) może budować traumatyczne skojarzenia i nasilać lęk separacyjny.
Jaką klatkę wybrać?
Mam dwa warianty (materiałową i metalową), ale zaczynałam od metalowej, dopiero gdy musiałam wtargać do auta metalową klatkę, po czym wytargać ją w miejscu docelowym i rozłożyć, stwierdziłam, że to czas poczynić zakupy :)
Pierwsze seminarium i mój koszmar :P |
Metalowa klatka jest wytrzymała, solidna i łatwo się ją czyści, ale przy tym sakramencko hałasuje (do tego stopnia, że Pan Mąż podłożył w niej piankę do paneli, aby wytłumić dźwięki). Jest też ciężka i nieporęczna. Bywa, że rdzewieje i w wtedy w ogóle spada jej estetyka. Gdybym miała wybierać od nowa, na pewno kupiłabym czarną a nie zwykłą ocynkowaną.
Materiałowa klatka to odkrycie roku! Bardzo wygodna, estetyczna, składa się łatwo, rozkłada również, psy ją uwielbiają. Niestety nie jest stabilna, no i ciężko ją uprać, a pies dopiero przyzwyczajany do klatki może ją w pięć minut roznieść w pył (dłuuugo zajęło Ru uzyskanie kredytu zaufania na materiałową klatkę :P). Według mnie jest dla psów, które mają opanowaną ideę w 100% Pies w trakcie nauki wypoczynku zbyt łatwo może doprowadzić do jej rozwalenia.
Wasze psy też mają swoje klatki? Czy jesteście bardzo przeciwni tej metodzie?
PS. U nas plany zmieniają się jak w kalejdoskopie - jednak do Warszawy jedziemy pociągiem. Ale nie byle jakim, moi drodzy, bo natrafiliśmy na promocje i jedziemy Express City Premium czyli PENDOLINO :D
Wasze psy też mają swoje klatki? Czy jesteście bardzo przeciwni tej metodzie?
PS. U nas plany zmieniają się jak w kalejdoskopie - jednak do Warszawy jedziemy pociągiem. Ale nie byle jakim, moi drodzy, bo natrafiliśmy na promocje i jedziemy Express City Premium czyli PENDOLINO :D