Content

21 komentarze

TEST: I my ulegliśmy POKUSIE.




Ostatnio na blogach zaroiło się od recenzji pewnego białego proszku. Ru z niepokojem nastawiła uszu i zajrzała Gosi przez ramię. Piegowaty nos poruszał się, jednak nic szczególnego nie dało się poczuć. Wyglądało smakowicie, inne pieski posilały się, oblizywały, chciały jeszcze...ach, jakby tylko mogła, choć raz liznąć, choć skubnąć, troszeczkę...Głośno przełknęła ślinę.
Balu leżący nieopodal ze zblazowaną miną, ziewnął i spojrzał na rudą pobłażliwie: 
"- Daj spokój, Ryża, toż to jutab ludzki jest. Celebryci tylko. Naspeedowani jacyś pewno. "
Ruby nie do końca dała się przekonać. Jeśli chodziło o jedzenie, była nieugięta. To była jedna z najważniejszych rzeczy w jej życiu. Pełny brzuszek wygrywał nawet z tarzaniem się w kupie. A trzeba przyznać, że perfumy również zajmowały wysokie miejsce na jej liście potrzeb.
"-Balu, nie bądź głąb. Toż to najmodniejsze teraz! Wszyscy, to jedzą! Niuchacz, Labradory, Futra Specjalnej Troski...a my?"
Balu tylko westchnął w odpowiedzi. On wiedział swoje. Miał wysublimowany gust i delikatne kubki smakowe. W połączeniu z iście hrabiowskim 'niebedetegojadł', w szczenięcych latach przyprawiał Gośkę o wczesną siwiznę. Żarłoczność wpisaną w rasę biedna blogerka znała jedynie z forów. Zaklinanie rzeczywistości, stanie na głowie oraz odtańcowanie zbójnickiego przy misce miała opanowane do perfekcji - żeby tylko wepchnąć choć trochę dobra do szczenięcego brzuszka. Przygarnięcie Ru zmieniło niewiele - ot zaczął jeść surowe mięso. Jednak podroby, warzywa, owoce? Wciąż gryzły w podniebienie i wpędzały w stan obrzydzenia. Ohyda. Wolał nie jeść wcale, jak Gośka ma się wygłupiać z takimi świństwami.





Nigdy nie interesowałam się testami karm, czy psimi suplementami - ba, zazwyczaj poproszona o recenzję danej karmy czy przysmaków od razu dziękuję - przede wszystkim ze względu na specyfikę diety moich psów i moje przekonania (a jak wiemy z żywieniem bywa trochę tak jak z polityką, wychowaniem i religią :)).Wszyscy dookoła piszą, że Pokusa Premium Plus to coś niesamowitego, działa na psy jak magnes, robi z niejadków żarłoki, że no, cuda panie, cuda. Wszelkie superlatywy pobudziły jeszcze bardziej moją ciekawość. Fakt, że dodatkowo podnosi wartość odżywczą posiłków i uzupełnia braki * dodatkowo mnie kusił. Po wprowadzeniu surowizny, Widmo Niedoborów I Dramatycznych Nadmiarów stało w kącie i kiwało palcem. Wraz z kilkoma mailami do dietetyka Pokusy Premium Plus Alicji Rabiko - Woźniak sprawa klarowała się coraz bardziej, a ja z każdą chwilą silniej przekonywałam się do produktu.





Opakowanie 300g składa się z kilku estetycznych saszetek zawierających Pokusę.
To uzupełnienie diety w postaci proszku rozpuszczanego w wodzie. Już sam skład Pokusy Premium Plus zachęca do testów, znajdziemy w niej : owoce (jabłka, jagody, żurawina), warzywa (marchew, pulpa buraczana, pomidory ), algi morskie (wodorosty Ascophyllum nosodum), produkty z jaj (skorupki, błonki), zioła (natka pietruszki), naturalne dodatki mineralne (montmorylonit) i białko pochodzenia zwierzęcego. Po pełny skład zapraszam na oficjalną stronę Pokusy.



Podejrzany hałas przy drzwiach zaanonsował Pana Listonosza. Bal jak zawsze na skraju rozlecenia się z radości wpadł jak po ogień do pokoju, w którym Ru z uporem godnym lepszej sprawy darła chusteczkę do nosa. "- Hej, chyba coś znów przyszło do nas!" - zaraportował. Ruby uniosła głowę znad robótki: "- Szelki? Nie kituj, że znów kupiła nam obroże..." Baloo mlasnął zdegustowany: " Nie, to raczej coś jadalnego, tylko raz niuchnąłem, pachnie mega, no choooodź!!!"

Typowy Bal podczas przygotowywania posiłku z Pokusą.



Do wyboru mamy kilka wariantów (opakowania po 20g, 120g, 300g) :

  • Pokusa Premium Plus Psy Dorosłe Ras Małych
  • Pokusa Premium Plus Psy Dorosłe Ras Dużych (to my!)
  • Pokusa Premium Plus Szczenięta
  • Pokusa Premium Plus Koty


Same opakowania są bardzo poręczne i wszystko bajecznie prosto się dawkuje:

źródło: pokusa.org

Sposób przygotowania nie nastręcza żadnych trudności, ba, przepis jest łatwiejszy niż zrobienie sobie zupki chińskiej! :) Oto krótki filmik:











Myślę, że wszyscy już jako - tako wiedzą z czym to się je. Dla tych, którzy nie do końca jeszcze znają produkt, spieszę by poinformować - ano, Moi Drodzy, Z WSZYSTKIM! Proszę Was bardzo, Pokusę Premium Plus można stosować jako :

Dodatek do psiej karmy - podnosi jej wartość odżywczą, smakowitość, uzupełnia dietę.

Suplement dla psów o specjalnych potrzebach żywieniowych - w okresie rekonwalescencji, ciąży i laktacji oraz psów sportowych i szczeniąt.

Osobny napitek w formie zawiesiny - optymalny sposób "przemycenia" więcej płynów w ciągu dnia - sprawa ta dotyczy głównie właścicieli kotów (co może prowadzić w efekcie do chorób pęcherza moczowego), ale z niektórymi psami też jest ten problem

Lekkostrawny posiłek podczas sensacji żołądkowych, czy po zabiegach. Moje psy akurat mają żołądki z żelaza, ale na pewno płatki jaglane i awaryjne saszetki Pokusy pojawią się w naszej torbie wyjazdowej na wakacje.

      "Produkty z linii Pokusa Premium Plus są zalecane w diecie czworonoga po przejściu poważnego zabiegu, głodówki będącej wynikiem błędów żywieniowych jak również przygotowania do zabiegów, a także w okresie rekonwalescencji. Przede wszystkim dlatego, że Pokusa podawana w postaci półpłynnej jest delikatną formą posiłku, nie przeciążającą szczególnie wrażliwego i nadwyrężonego jednocześnie przewodu pokarmowego. Uzupełnia ona możliwe niedobory wody i elektrolitów w organizmie, mogące występować z powodu braku chęci do jej pobierania, bólu, stresu jak i wielu innych czynników. Pokusa to koncentrat zdrowego białka, witamin oraz składników mineralnych naturalnego pochodzenia. Owo naturalne pochodzenie sprawia, że substancje te są lepiej wchłaniane, a tym samym większa ich ilość dociera do krwiobiegu zwierzęcia i może być z powodzeniem wykorzystywana w procesach biochemicznych ustroju. Również forma produktu - mikronizowany susz - wpływa korzystnie na strawność posiłku. Wrażliwy i przemęczony organizm ma możliwość przyswojenia niezbędnych składników odżywczych w odpowiedniej dlań ilości bez konieczności spożywania warzyw, owoców czy źródeł białka w ciężej trawionych wówczas kawałkach (spowolnione procesy metaboliczne). W przypadku rozpoczęcia podawania posiłków po dłuższym okresie głodówki forma półpłynna jest najlepszym możliwym rozwiązaniem. Przewód pokarmowy zwierzęcia nie jest bowiem właściwie przygotowany na stały posiłek. Podanie karmy suchej może skutkować poważnymi zaburzeniami metabolicznymi i silnym bólem brzucha odczuwalnym przez zwierzę. Pokusa w postaci lekkostrawnego posiłku pozwala mu na nowo oswoić się z jedzeniem, a układ pokarmowy ma czas na właściwą regenerację.               Połączenie Pokusy z płatkami jaglanymi czy ryżowo-jaglanymi to bardzo dobre rozwiązanie. Taki posiłek jest delikatny, lekkostrawny, a przede wszystkim bardzo zdrowy i energetyczny. Zalety ryżu i płatków ryżowych w okresie rekonwalescencji u psów są powszechnie znane. Płatki jaglane - niegdyś szczególnie popularne - obecnie są trochę zapomniane, a to bardzo nie dobrze. Odznaczają się one bowiem bogactwem składników odżywczych, a ich sukcesywne podawanie czynnie wspomaga regenerację organizmu chorego zwierzęcia. Płatki te są łatwo przyswajalne i bardzo pożywne, dlatego mogą być niezbędnym elementem diety psów walczących z otyłością jak i pacjentów w okresie rekonwalescencji. Obfitują w witaminy z grupy B i zawierają rzadko występującą w produktach spożywczych krzemionkę, mającą pozytywny wpływ na stawy i na wygląd skóry oraz sierści. Krzem wpływa też na przemianę materii i ułatwia odchudzanie jak również utrzymuje elastyczność naczyń krwionośnych i zapobiega odkładaniu w nich związków tłuszczowych. Pełni pozytywną funkcję w procesie mineralizacji kości, zapobiega ich odwapnianiu oraz przyspiesza regenerację po urazach. W połączeniu z Pokusę - właściwie, indywidualnie dawkowane - tworzą pełnowartościowy posiłek dla psa o obniżonej odporności, zaburzonym metabolizmie, obniżonym poziomie apetytu."


Polepszacz smaku nielubianych produktów - Balu kręci nosem na wszystko co nie jest mięskiem/mięskiem z kością. Pokusę więc dodaję do papek warzywno-owocowych, posypuję nią nielubiane podroby. Ruby z kolei nie znosi ryb, więc tutaj obchodzimy jej rybne embargo podlewając pyszną zawiesinką i voila!

To akurat wróg Ru - rybka, a fuj!


W Pokusie Premium Plus można przemycić również tabletki, które pies musi przyjmować rutynowo. Znów poczytajcie co Pani Alicja ma do powiedzenia na ten temat:

"Ze względu na bardzo wysoką smakowitość oraz wyjątkowe walory sensoryczne posiłku podawanego z dodatkiem uzupełniającym Pokusy można bezpiecznie podawać z nim leki. Ważne jest jednak by w każdym przypadku, gdy podawane są leki specjalistyczne, a w grę wchodzi zdrowie zwierzęcia konsultować możliwość podawania ich w jakimkolwiek posiłku z weterynarzem. Jeżeli jednak nie istnieją żadne zastrzeżenia weterynaryjne co do formy podawania leku można z powodzeniem podawać go w połączeniu z Pokusą. Badanie wewnętrzne wykazało, że Pokusa jest w 100% smakowita i psy jedzą ją z uwielbieniem, dlatego też może okazać się świetnym rozwiązaniem w przypadku podaży tych leków, które nie tylko odznaczają się odpychającym i nieatrakcyjnym dla zwierzęcia zapachem, ale i smakiem czy konsystencją. Najlepiej jedna podawać je w mieszance Pokusy z płatkami, aby zachować bardziej zwartą formę posiłku, z której trudniej będzie zwierzęciu wyizolować preparat, zwłaszcza w przypadku podawania tabletek."




Oprócz opakowania 300 g i 120 g (konkurs), w udziale do testów przypadły nam płatki jaglane (przez moje gapiostwo są tylko na pierwszym zdjęciu, szybciej zostały wszamane, niźli odpowiednio obfotografowane) oraz, jako dodatek płatki owsiane. Każdy z tych produktów został pochłonięty w mgnieniu oka. Co więcej kasza jaglana uratowała mi tyłek, kiedy zapomniałam psom rozmrozić mięcho - ukręciłam im szybki i przepyszny posiłek, po którym natychmiast pozostało tylko wspomnienie! Prawdą jest, że akurat przy diecie BARF zboża to najmniej potrzebna kwestia, jednak stanowią one świetnie źródło węglowodanów oraz witamin z grup B, dlatego podczas bardziej wymagających fizycznie dni (wyjazdy w góry, długie spacery, intensywnie dni składające się z biby, biegania, pływania, biby, biegania, pływania...a na koniec treningu frisbee), czy przy problemach żołądkowych (odpukać, na tą chwilę nie stwierdzono) zawsze warto mieć paczuchę w zapasie.




To akurat jest rzadko zaskoczeniem, ale Ru prosi o jeszcze :)


Balu nieznacznie beknął, odchodząc od miski. Ze sprawnością żmii ruda jak najszybciej zajęła strategiczne miejsce przy podkładce. Była wyszorowana do czysta. Rozczarowana podniosła głowę i spojrzała na pobłażliwy uśmiech brata. Poczuła się nieco urażona " No co Ty, stary? Nic dla mnie nie zostawiłeś? Przecież tam były buraczki!" On jednak skrzywił się z przekąsem i ruszył wylizywać resztki, które ona pozostawiła u siebie. Ruby zaklęła pod piegowatym nosem. Dobre dni jedzenia z dwóch talerzy już za nią.


Jak już pewnie wszyscy wiedzą - jesteśmy na BARF. Oczywiście staramy się suplementować jak najbardziej naturalnymi składnikami (chcecie wiedzieć więcej - klik!). Jednak niezależnie od tego co i jak dodaję - jestem tylko człowiekiem, więc zdarza mi się czegoś nie dodać, o czymś zapomnieć, tego znów mi zabraknie i czekam na dostawę... bardzo dużo zachodu. Dzięki Pokusie ( o której łatwo zapamiętać, bo zamiast pierdyliarda słoiczków mamy jeden) czuję się w barfowaniu nieco pewniej, wiem, że psy dodatkowo dostają wyśmienity, zbilansowany pokarm a mnie samej spada ogromny kamień z serca. Oczywiście, pani Alicja podkreśla, że Pokusa Premium Plus nie jest stricte zbilansowana pod BARF (trwają prace, z niecierpliwością czekam na wyniki!), jednak zapewnia podaż w codziennym posiłku niezbędnych witamin, mikro i makroelementów. UFF! :)



Oprócz tego - excusez le mot - psy wpierniczają to jak małpa kit. Oto dowód (proszę zwrócić na bańkę, którą tworzy Balu na fafli oraz wybitnie rozkoszną minę wiewióreczki w wydaniu Ru ! :)).








Jako sroczce - po trosze estetce, bardzo przypadły do gustu...opakowania i cała wizualna oprawa Pokusy. Bardzo podobają mi się ryciny, projekt graficzny i wykonanie pudełek, ulotek informacyjnych i pomniejszych rzeczy. Nie jest to dla mnie bez znaczenia. Pudełka stanowią ozdobę samą w sobie, mogą spokojnie stać na blacie w kuchni i nie straszą oczu. Plus.

Formuła, zapach, przygotowanie, posiłku, smakowitość - moje psy dają wielkiego plusa. Sam zapach Pokusy od razu powoduje ślinotok, oblizywanie się i charakterystyczne otwarcie oczu, które przypominają wtedy wielkie koła młyńskie ( magiczne słowa "głodny jesteś?"). Psy wcinają ze smakiem, nie zdarzyło się im odejść od miski. Zapach przypomina nieco kaszkę manną i mleko w proszku - nie jest nieprzyjemny, czy intensywny. Plus.

Ciężko ocenić efekty raptem po kilku tygodniach stosowania, jednak nie zauważyłam żadnych problemów - rozwolnień, luźnych kup - wszystko wyglądało tak, jak na BARFie wyglądać powinno - znaczy się nie przeszkadza, a na pewno pomaga! Oprócz tego działa terapeutycznie - to znaczy mogę przestać cudować i kombinować z przemyceniem jakichkolwiek podrobów,ryb czy warzyw do diety - wystarczy, że posypię karmę "magicznym proszkiem", i chyba faktycznie za sprawą magii znika w kilka chwil! :) Duży plus.




Każdy z psiarzy lubi dbać o swoich podopiecznych. Ja lubię też im cudować, dawać pyszne i zdrowe posiłki - z Pokusą mam jeszcze większe wrażenie dbania o zwierzaka, a jako, że lubimy wypoczywać w dość aktywny sposób (namioty, wypady w góry, wyjazdy), tym bardziej jestem zadowolona z produktu, który pomaga mi pilnować optymalnego pożywienia nawet wtedy, kiedy warunki nie sprzyjają. Plus.


Ja jestem bardzo zadowolona z produktu, co więcej uważam go za na tyle dobry, że polecam innym psiarzom. Mam nadzieję, ze nasza rodzima firma będzie zdobywała coraz to więcej zwolenników! No i z niecierpliwością czekam na BARFną wersję!







Jeśli udało mi się Was zachęcić do produktu, to zajrzycie sobie o tu.

Zapraszam również na oficjalny profil Pokusy Premium Plus na Facebooku - można natrafić tam na konkursy i wydarzenia nad którymi sprawują pieczę.

45 komentarze

Dziennik treningowy



Jedną z wielu mądrości, którą wyniosłam z seminarium z Magdą Łęczycką, jest prowadzenie dzienniczka treningowego. Dla motywacji, ułożenia planu działania, dla siebie. 

Osobiście bardzo nie lubię pisać swoich prywatnych przemyśleń na komputerze (LOL, powiedziała blogerka :P), zdecydowanie wolę przelewać wszystko na papier, dlatego wybrałam się do Empiku, podumałam trochę i założyłam nasz własny Zeszyt Treningowy. Specjalnie wybrałam taki, który ma miliony zakładek, jedną całą mam na wykłady z seminarium, ruda zakładka jest na notatki i postępy u Ruby, niebieska na Baloo :)

Taki system treningów ma wiele zalet - systematyzuje wiedzę, mobilizuje do dalszej pracy, działa psychologicznie (zaleceniem jest podkreślanie markerami dobrych, fajnych treningów, kamieni milowych i innych postępów) i nakręca nas dodatkowo na ciągłe doskonalenie umiejętności.


Magiczna księga


Założyłam ją na początku czerwca...i faktycznie staram się raz na tydzień podsumowywać treningi i, o dziwo - dopisywać nowe zagadnienia do przepracowania. Odkryłam na przykład, że Baloo wystarczyły dwie sesje, żeby pojąć komendę na nagradzanie z tyłu i bardzo fajnie mu idzie naprowadzanie ciałem na aport kierunkowy, a z kolei Ru coraz bardziej wyrabia się podczas wymiany zabawek i powoli, powoli polepsza jej się świadomość ciałka. Chcecie wiedzieć jakie zagadnienia wzięliśmy w tym miesiącu na tapetę?





·KOMENDA "YES" (NAGRODA Z TYŁU)


· APORT KIERUNKOWY


· LEPSZE CHODZENIE NA KONTAKCIE
·EMOCJE!!!PRZY KOMENDACH


·DŁUGIE TARGETOWANIE NOSKIEM


·TRZYMANIE PRZEDMIOTÓW NA GŁOWIE


· NAUKA VAULTÓW


















Jak nam idzie? Trzymanie przedmiotów wciąż mamy w powijakach, przy emocjach zaostrzyliśmy kryteria, podnieśliśmy poprzeczkę, więc jest niełatwo, ale stabilnie. Targetowanie noskiem do zwolnienia jest całkiem kucyczne a chodzenie na kontakcie mamy dość po macoszemu potraktowane, chyba potrzebuję do tego seminarium :) Czerwiec powoli się kończy, ja kilka rzeczy zrobiłam, i faktycznie mam do skreślenia - szczerze powiedziawszy jestem zdziwiona, że tak wiele udało nam się zrobić do tego stopnia, że jestem sceptyczna, czy faktycznie tak dobrze nam to wychodzi :)






· BALANS - ZABAWKI
· BALANS JEDZENIE/ZABAWKI
· TRZYMANIE POZYCJI
· OBIEGANIE SŁUPKA
· WZMACNIAMY APORT
· TARGETOWANIE NOSKIEM
· ŚWIADOMOŚĆ ZADKU
· DOG CATCH
· TRZYMANIE W PYSKU
· TECHNIKA SKOKU
· PRZYWOŁANIE









Pucznik tego lata zmienia się coraz bardziej. Robi się suczką która w końcu zaczyna szaleć ze szczęścia, że wróciłam z pracy do domu, widzę, że ważna dla niej jest moja akceptacja. Jeśli robi coś, co jest nie po mojej myśli najpierw wywija wiewiórzym ogonem, a jeśli aktualnie Bal dostaje opieprz, przybiega co chwilę sprawdzając, czy między nami wszystko jest ok. Balans jest wciąż dla niej trudny (szczególnie ten gorsza zabawka/lepsza zabawka, wciąż stoimy w miejscu między równie fajnymi:P), natomiast bardzo fajnie balansuje jedzonko/zabawka (choć jedzonko wciąż jest dla niej bardziej satysfakcjonujące). Zaczyna bardzo pięknie wskakiwać mi na ręce, choć z techniką skoku czeka nas jeszcze kupa roboty. No i na koniec - wisienka na torcie - aport. DWIE SESJE, proszę Państwa i Puczinka potrafi wytrzymać z aportem w ryjku, aż zrobię zdjęcie. Jestem serio zdziwiona :)


Bardzo podoba mi się instytucja zeszytu, i myślę, że fajnie systematyzuje mi naszą współpracę. Lubię mieć czarno na białym wypisane postępy i plan działania. Na tą chwilę już główkuję nad planem na lipiec :) Czy ktoś ma pomysł na jakąś sztuczkę, którą mamy sobie wyklikać?

A jak jest z Wami? Macie dzienniczki, prowadzicie?

41 komentarze

TEST: Jaki jest fenomen Planet Dog i Ke-hu?



Ruby wciąż zastanawia się nad fenomenem bakłażana. Kocha go i jednocześnie nienawidzi.

Spójrzmy prawdzie w oczy - większość środowiska psiarzy, to gadżeciarze. U większości znajdziemy w szafie produkty Chuckit! czy Konga (część z nich osiągnęła już rangę kultowych). Po części sprawa jest usprawiedliwiona - nawet psy lubią niespodzianki i nowe rzeczy - dzięki temu wzrasta nam wydajność na treningach. Można bawić się starym, brudnym i zmechaconym szarpakiem - ale po co, skoro mamy do wyboru nowy, szajn lajk a dajmond szarpaczek prosto spod igły?

Często idę tym tropem, lubię bawić się z psami zabawkami, które mnie się wizualnie podobają, mimo, że mam świadomość, że mój pies z podobnym entuzjazmem poszarpie się ze mną ścierką kuchenną, smyczą czy wkładem do mopa (zdesperowany Balu zdejmuje ową szmatkę  z kaloryfera i przybiega do mnie w podskokach z wyżej wymienioną w zębach). Czasem jednak moje wewnętrzne "chceto!!!" mówi mi stop. Tak przez dłuższy czas było z zabawkami Planet Dog i Ke-hu. W MadZone czasem pożyczaliśmy jedną czy drugą zabawkę i widziałam jak bardzo przypadły one psom do gustu. Zawsze jednak taka kwota za kawałek gumy była dla mnie mocno zaporowa. Aż w końcu, pewnego dnia coś we mnie pękło i złożyłam zamówienie w Prodogu, kupując bardzo podstawową wersję - piłka na sznurku Orbee Tuff Fetch. Następnie, cytując klasyka : "minęło wiele miesięcy, ale mnie nic nie minęło..." i, tym razem w sklepie Toys Dream Dog, zakupiłam słynną "planetkę" Ke - hu Earth i, trochę wbrew sobie, ale pokuszona entuzjastycznymi recenzjami Krzaków Turlaków bakłażana Orbee - Tuff Produce. Jesteście ciekawi, czy było warto?


                             ····························

źródło: google grafika

Planet Dog to amerykańska firma, która powstała w 1997 roku. Zajmuje się produkcją zabawek (tylko popatrzcie!) dla psów. 




Orbee Tuff Fetch


Podstawowa, mniej wypaśna wersja szarpaka, stricte od Planet Dog. Cudowna komitywa między pysznym glamaniem piłki a nagradzaniem i zabawą w podział łupu. Jak za kawałek piłki na sznurku cena dość niemała, waha się w okolicy 50- 60 złotych. Guma, z której wylano piłkę jest bardzo miękka, miła w dotyku, sprężysta, świetnie się odbija, miło się psu zatapia w niej zęby i na początku użytkowania dość intensywnie pachnie miętą - co nie ma wpływu ani na jej użytkowanie, ani na zapach z pyska psa. Ciężko ją podczas szarpania utrzymać w mordzie, piłka wyślizguje się i ucieka, co intensyfikuje zabawę, jednak trzeba uważać - Ru, pacan jeden, jak się mocno zapomni kłapie na oślep, byleby tylko dorwać uciekiniera. Sznurek z kolei jest według mnie średnio przyjemny, przypomina trochę liny żeglarskie. Pies, który szarpie się delikatnie nie powinien nic zrobić, natomiast pies który całe serce wkłada w zabawę może trochę "przypalić" ręce. To jeden poważny minus. Drugi to fakt, że według mnie cała zabawka jest kiepskiej jakości - mało które zabawki udało nam się rozbroić, ta okazała się jedną z nich. Po dwóch - trzech miesiącach użytkowania sznurek się po prostu rozwiązał i mimo napraw wciąż się rozplątuje w najmniej odpowiednich momentach. Na tą chwilę używamy tej zabawki jako zwykłej piłki. Według mnie lepsza i bardziej przystępna cenowo jest piłka Chuckit Ultra Tug, którą moje psy uwielbiają.

Moja ocena: 3/5

Orbee Tuff Produce

Jak wspominałam kiedyś - kłaki ozików są wszędzie - trzy razy myłam bakłażana do zdjęcia - bez efektu, jak widać :/
Niby, ot takie niepozorne warzywo. Z jednej strony ma dość duży otwór "wlotu" do której można napakować wszelkiego dobra, z drugiej małą dziurkę, coby pies się nie zassał. Ot, cała filozofia. Nie rozumiem, totalnie nie wiem, dlaczego budzi w psach takie ciepłe uczucia. Jeszcze jej nie wypełniałam jedzeniem, a psy i tak siedzą i ciamkają z rozanielonymi minami. Rzucona odbija się w abstrakcyjny sposób, jednak pies przy powrocie bardzo memła piłkę, co mnie nieco drażni, więc raczej używam jej do "masz i zejdź mi z oczu" niż do aportu :) Podobnie jak poprzedniczka wylana jest z bardzo miłej w dotyku gumy, jednak nie wydaje się podatna na uszkodzenia (wciąż nie widać na niej śladów zębów, a Ru jeszcze nie udało się jej unicestwić), przyjemnie pachnącej miętą. Odejmuję jeden punkt za cenę, ale zastanawiam się nad dokupieniem karczocha lub truskawki do kompletu :)

Moja ocena 4/5

Oto filmik z zabaw (ostrzegam, to jest prawie minuta oglądania jak psy glamają bakłażana) - zdjęcia do notki były robione PO tygodniu takich zabaw.




····························






Ke-hu to fińska firma (działająca od 2014 roku), zajmująca się produkcją akcesoriów dla psów - przerabia zabawki kultowych firm "psich" (JW Pets, Planet Dog, Chuckit) na szarpaki. 





Ke-hu Earth




Wyszło ze stajni Planet Dog, obrobiła ją inna firma - Ke-hu i z tego mariażu powstała najlepsza zabawka świata (według wielu psów i ich właścicieli). Psy ją kochają bo fajnie się nią bawi, można łapać za futerko, można za piłkę, bez uszczerbku dla zabawki. Właściciele ją uwielbiają za bardzo komfortową zabawę - jest amortyzator, miękka taśma i podszycie, praktycznie wcale nie czuć szarpnięć. Oprócz tego występują w ślicznych kolorach, wiem, że na pewno za jakiś czas trafi do nas zabawka tego typu, może z inną piłką, może w innej wersji kolorystycznej, ale prędzej czy później będzie. Ech, żeby tylko jeszcze tańsze były...

Baloo mówi, że są super!


Moja ocena 4.5/5


Teraz krótki filmik pod tytułem Baloo się szarpie. Naprawdę krótki, słowo! :)



Tak więc odpowiadając na pytanie zawarte w tytule - to tak naprawdę nadal nie wiem w czym tkwi fenomen. Może to miękka guma, może sprężystość, przyjemne uczucie ciamkania...w każdym razie psy je kochają! :)

Kupując zabawki Planet Dog można natrafić na bubla, ale osobiście mimo lekkiego rozczarowania zabawką Orbee Tuff Fetch, na pewno będę polowała na okazje. Myślę, że nasza kolekcja powiększy się jeszcze o jakieś warianty ich zabawek w przeróbce od Ke-hu. W wersji podstawowej planuję zakup jeszcze jednego warzywa, kusi mnie również ich bojka...no zawrót głowy. Uważam, że ceny są lekko zawyżone, dlatego już od razu mój mózg stopuje mnie przed pokemoniastym "musisz mieć je wszystkie". Mam po prostu swoją listę i powoli, powolutku (w miarę przerobu starych zabawek) będę odhaczać z niej kolejne pozycje. 

Czy Wy macie jakieś zabawki Ke-hu lub Planet Dog? Jakie są Wasze opinie? 
37 komentarze

Seminarium z Magdą Łęczycką "Wszystko o obedience"

Wszelkie dzisiejsze zdjęcia są własnością D. z Trend z seterem - bardzo dziękuję za ich udostępnienie!

Wow. Zacznę od wow, a potem przejdę do szczegółów - szczególików, jak to w obedience bywa :)

Jak już wiecie - tu jest opisana relacja z wydarzeń luźno łączących się z samym seminarium (pierwsza podróż pociągiem z psem, rodzeństwo spotyka się po latach, Warszawa Centralna w tle...:) ), natomiast dziś zapoznam Was z moimi odczuciami po dwudniowej uczcie dotyczącej posłuszeństwa sportowego.

To zdjęcie idealnie opisuje tempo i liczbę zdań do odhaczenia, które wykonałam 30 i 31 maja :) 100% normy! :)


Seminarium odbyło się w ostatni weekend maja, w Warszawie. Na miejsce przyjechaliśmy w sobotę, a w niedzielę po południu wracaliśmy do domu. Zajęcia przebiegały bardzo sprawnie, wszystko było stosownie wyliczone, nie było miejsca na chaos, co więcej, mimo narzuconego tempa nic nie było robione po łebkach. Dodatkowym plusem było to, że w niedzielę skończyliśmy nieco przed czasem - uradowało mnie to niezmiernie, bo mam wieczny, nieuzasadniony lęk, że spóźnię się na ostatni środek transportu do domu :P

Plan dnia przedstawiał się następująco: trzy wykłady + dwa  trzydziestominutowe wejścia z psem. Część  teoretyczna była bardzo dobrze zorganizowana, Magda na bieżąco starała się odpowiadać na pytania zadawane z tłumu. Oprócz prezentacji  "na sucho" prelekcje obfitowały w filmiki znane z kanału Youtube Pewne zastrzeżenia miałam do części praktycznej - wszyscy wykonywali ćwiczenia jednocześnie - nieco ciężko było się skupić na podejściu teoretycznym i jednocześnie próbować poprawnie wykonywać ćwiczenia. Niektóre psy, miały na początku problem z pracą wśród innych (raz podbiegł do nas labrador, obok na lince pieniła się maliniaczka, aż właściciel musiał znacznie zwiększyć dystans). Natomiast bardzo cieszyła mnie sama droga na plac ćwiczeniowy - mijaliśmy po drodze wiele "zapłotowych pieniaczy", dzięki czemu miałam dużo okazji do przepracowania naszego wsiowego życia w innym miejscu :)



················




W sobotę zajmowaliśmy się:

* Wychowaniem psa do sportu i życia codziennego - bardzo żałuję, że na ten wykład natrafiłam dopiero po wychowaniu Baloo. Obfitował w wiele cennych i prostych porad, życiowych tricków, o których nawet nie pomyślałam wcześniej! Szkoda, że od małego nie uczyłam spacerów równoległych z psami, nie wprowadziłam kwestii, która teraz odbija mi się czkawką - czyli, że obecność innego psa wcale nie musi powodować wielkich emocji.

W tle ubierany jest Grandys z Wyszczekanych - śmiali się z braci ksero! :)


*Podstawami obedience:  motywacją, koncentracją, budowaniem sesji, korygowaniem... Większość z tych zagadnień mieliśmy już z Baloo przepracowane, ale bynajmniej nie był to dla mnie stracony czas. Multum z informacji zapisanych w zeszycie opatrzyłam dużymi wykrzyknikami - jako kwestie do wprowadzenia/przepracowania u Ru. Praca w grupie po tych zajęciach również nie była stratą czasu. Co prawda zagadnienia znaliśmy, jednak pojawił się u nas nowy problem - nadekscytacji Baloo. Każde ćwiczenie zaczynało się jego "OJEZU!!!! ROBIMY DOSTAWIANIE DO NOGI!!! ZNAM TO, ALE ZAJEBIŚCIE!!!". Wiele w tym mojej winy, bo wciąż nie potrafię zmienić wajchy w moim mózgu, żeby przestała psa nakręcać, a zaczęła uspokajać - zaczęłam szybciej go korygować, nie nagradzać wysokiego pobudzenia i jest coraz lepiej, nawet przy sesjach frisbee.

Samokontrola panaceum !



*Planowaniem treningów. Po wykładzie na temat planowania treningów mieliśmy kolejne wyjście na część praktyczną gdzie ćwiczyliśmy komendy na nagradzanie z tyłu, komendę 'look' i wzmacnialiśmy pozycję przy nodze.

Miałam co prawda kilka wątpliwości, których nie dało rady przepracować (zmiany pozycji!), ale przynajmniej nieco podszlifowaliśmy chodzenie przy nodze, zwiększyliśmy fun i wzmocniliśmy tą pozycję :) Najbardziej bawi mnie uważny ogon Bala na tym zdjęciu - UWAGA SKUNKS!

W niedzielę zajęliśmy się zagadnieniami:

O wyciszaniu, odpoczywaniu i rezygnowaniu - jakby dedykowany moim zmaganiom z orzeszkowym mózgiem rudzielca. Wiele nauczyłam się na temat wyciszania jedzeniem, zasad do wprowadzenia (nie bawimy się w domu, służy do wypoczynku), jak mogę wspierać spokojne emocje (chociażby pozycja norweska - Baloo nie widzi problemu, Ru na razie wcale się to nie podoba). Poczułam się znów jak studentka przygotowująca się do sesji - nie byłam w stanie wyodrębnić poszczególnych mądrości, najchętniej podkreśliłabym cały wykład żółtym mazakiem :) Potęga inspiracji!

Na placyku z kolei ćwiczyliśmy kilka komend wyciszających - miałam nieco utrudnione zadanie, bo Balu znał te manewry w wersji podstawowej. Mieliśmy targetowanie ręki, tymczasem tu ćwiczyliśmy przedłużone dotykanie nosem (działa i jest super!), oprócz tego psiaki miały wprowadzone leżenie pyskiem na ziemi - dzięki czemu zwierz skupia się na wykonywaniu danej czynności, wyciszając emocje.

Rzeczona komenda - u nas wprowadzona do zdjęć wcześniej, nazywa się uroczo "dramat" :P


Hej ho, emocji sto! Szlifowanie wymiany zabawek.

Do kolejnej prelekcji ( Coaching - jak wygrać? Nie tylko ze stresem :)nastawiona byłam sceptycznie, jednak wraz z rozwojem wykładu moje zainteresowanie wzrastało. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z psychologią, coachingiem i innymi tego typu wynalazkami, tym bardziej uważam to za ciekawe novum. Na pewno poszerzyło to moje horyzonty, do notatek chętnie wrócę nie raz.

A na koniec porozmawialiśmy na temat budowania łańcuchów zachowań i przygotowania psa do zawodów. Pod tym kątem również ćwiczyliśmy na placu - wykonywanie łańcucha zachowań z nagrodą odłożoną w czasie - to również mieliśmy przepracowane z Balem wcześniej, jednak mózg odmówił posłuszeństwa i postanowił opętańczo drzeć japę przy wykonywaniu jakichkolwiek zadań. W efekcie jego łańcuch składał się ze statycznych komend (leż, siad, noga), wymawianych szeptem i nagradzanych smakołykami (broń Panie Boże zabawką!). Ech :)


················


Mimo ogromu wiedzy, wysokich temperatur i intensywnego dnia, wciąż miałam ochotę na więcej! Ogromnie żałuję, że Team Spirit jest tak daleko, bo bardzo chętnie kontynuowałabym ścieżkę edukacyjną - potęga wiedzy! Dość powiedzieć, że zakupiłam za 30 złotych zeszyt w Empiku i w wolnych chwilach pracowicie przepisuję tam wykłady, oprócz tego dzięki poradom Magdy prowadzę nasz dzienniczek sukcesów (o tym planuję zrobić osobną notkę).

Z mojej strony nie żałuję ani grosza przeznaczonego na tą przyjemność, co więcej zaczęłam uważnie śledzić gdzie Magda będzie prowadziła następne seminaria i poważnie zastanawiam się nad wyprawą na jesienna edycję! :) Zazdraszczam Warszawo! :)


41 komentarze

TEST: Butelka LONG PAWS


















Lubimy spędzać czas intensywnie - czy to na wakacjach, czy po pracy, w wolnym czasie. Seminaria, treningi, długie spacery czy wakacje w dziczy to dla nas sama przyjemność - psi bagaż nierzadko zajmuje drugie tyle miejsca, co nasz własny, dlatego staramy się optymalizować jego wielkość i przydatność. Tymczasem, dzięki uprzejmości sklepu fera.pl mieliśmy okazję przetestować ciekawy produkt - turystyczną butelkę dla psów, brakujące ogniwo pomiędzy wielkim poidełkiem dla gryzoni a termosem :)




Wcześniej podczas naszych wypraw używaliśmy zwykłych plastikowych butelek Trixie. Patent sprawdzał się całkiem nieźle, poza dwoma mankamentami - z michy więcej się wychlapywało, niż trafiało do pyska a podczas upałów woda przechodziła zapachem plastiku nadając wodzie nieprzyjemny posmak (tu akurat się domyślam, sama mam doświadczenie z wodą z bidonów rowerowych, fuj!) - woda była bardzo niechętnie wypijana. Ciekawi jak wypadł test?

Porównanie z butelką Trixie

Waga: wariant 750ml waży nieco ponad 200g. 

Pojemność: butelka Long Paws występuje w trzech wariantach: 250ml, 500ml i 750 ml.

Sposób zaczepienia: karabińczyk ze sznurkiem.

Dodatkowe informacje: część "bidonową" można myć w zmywarce, jednak bez części z uszczelką.







Patent z bliska.

Irracjonalnie wydało mi się trudne do nauczenia przez psa, bałam się, czy patałachy to ogarną. O dziwo Ru, bez problemu od pierwszego podejścia wiedziała o co chodzi. Stwierdziła:  "Ok, w takim razie dziś tak pijemy!". Baloo natomiast zareagował ucieczką. Niestety temu akurat nie mogę się dziwić - w zeszłym miesiącu miał opatrywaną ranę. Używałam do tego celu zła ostatecznego - syczącego Alu-Spray, która wydawała identyczne dźwięki ja ta butelka. W środku metalowej puszki jest kulka-mieszadełko, którym wstrząsa się przed zaaplikowaniem leku. Sam dźwięk wynosił biedaka na orbitę, także jego pierwsze podejście do butelki możemy uznać za bardzo nieudane:

           


Jednak po czasie i moich słodkich słówkach przyjął do wiadomości, że nie będzie zaraz strasznego dźwięku i nieprzyjemnego uczucia, więc warto podejść, bo w jakiś przedziwny sposób sprawia to mi wielką radość. Co ciekawe, dopiero na zdjęciach zauważyłam, że taki sposób picia powoduje, że moje psy cofają się do czasów szczenięctwa. Uszy do tyłu, przymknięte oczy...tylko popatrzcie na ich miny uchwycone na zdjęciach!






Na marginesie - życie bez ryjka Ru byłoby smutne i puste, spójrzcie tylko - na tym zdjęciu wygląda identycznie jak Mimbla z "Muminków"! :)








W efekcie teraz na dłuższe spacery i wyjazdy stawiamy na metalową butelkę. Co prawda jest znacznie cięższa niż jej plastikowa poprzedniczka, jednak dłużej trzyma chłód, psy z niej chętniej piją, ma większą pojemność i dobrze się sprawdza. Oprócz tego jest nieporównywalnie ładniejsza od czarno-białego plastiku (widzieliście ile ślicznych wzorków?). Reasumując: produkt nam się sprawdził - jest estetyczny, funkcjonalny i przyjemny w użyciu. Na wycieczki jak znalazł!

Niestety butelka ma też swoje wady - bywają problemy z zaworkiem - przy tym poidełku zdarza się, że woda przy przechyleniu wylatuje  - dlatego jak widać było na drugim filmiku staram się podkładać psom coś pod nią (czy frisbee, czy michę, czy po prostu prowadzę ich tam, gdzie nie będzie problemu z chlapaniem).  



+ dłużej utrzymuje temperaturę wody (plus można wrzucić np. kostki lodu dla zwielokrotnienia efektu),
+ łatwość utrzymania w czystości (możliwość mycia produktu w zmywarce),
+ estetyka wykonania,
+ poręczność,
+ innowacyjny pomysł,
+ kilka pojemności do wyboru,
+ bogata kolorystyka,
+ korek, karabińczyk i "smoczek" są razem ze sobą powiązane, dzięki temu jest mniejsze ryzyko, że coś pogubimy,


- większy ciężar niż w standardowych butelkach (przy pieszych wycieczkach nie jest to bez znaczenia),
- bojaźliwe psy mogą się bać podejść, butelka czasem hałasuje (kulkowy zawór wydaje nieprzyjemny dźwięk),
- butelka mimo zaworka czasem cieknie,


Jeszcze raz dziękuję fera.pl za możliwość wypróbowania produktu!








Osobiście bardzo podoba mi się ten patent, na pewno zajmie honorowe miejsce w Psiej Torbie na wyprawy! Ciekawa jestem, czy ktoś z Was ma już taki patent? Jak u Was się sprawdza?

22 komentarze

Gotowi na gości!




Poproszono mnie, abym jednak zrobiła post wnętrzarski - na razie niezbyt dużo się u nas dzieje - moje finanse pochłaniają psy, a na "grubsze" remonty czeka nas trochę odkładania :) 

Mieliśmy fajny czajnik. Ceramiczny, ale elektryczny. Po niecałym roku użytkowania, nietanie cacko trafił szlag. Wraz ze mną. Teraz mamy dużego grzmota, oby żył wiecznie. Czy ktoś widzi nasz piękny, biały chlebak?! :)

Do przedstawienia Wam został na tą chwilę tylko przedpokój, ale ciężko jest go uchwycić - głównie ze względu na brak okna, oświetlenie jest tylko sztuczne, a i małe gabaryty nie ułatwiają zdjęć. Tymczasem w długi weekend trafiła się stosowna okoliczność - wydarzenie w rodzinie, wiążące się z przyjazdem rodziny z Kalisza i całe wariactwo z tym związane. Było głośno, tłoczno i bardzo sympatycznie - choć nasza kudłata ekipa poczuła się bardziej wymęczona niż po dniach spędzonych intensywnie na dworze.


Najlepszym pomysłem na lato okazało się powieszenie ciężkich, ciemnych zasłon w oknach balkonowych, od południa. Dzięki temu tak dobrze i słodko nam się śpi, że dopiero oziki - naturalne budziki nas dobudzają rano.



W okresie letnim staram się bardzo delikatnie ozdabiać dom, oszczędnie działać kolorami. Dla mnie wtedy wszystkiego jest za dużo. Za dużo ubrań na sobie, zbyt wysoka temperatura, za ciepła woda...Dlatego staram się, żeby we wnętrzach panował chłód i spokój ( w przeciwwadze do chłodnego okresu przedświątecznego, gdzie nasz dom wybucha feerią kolorów i faktur).




Tak naprawdę nie wprowadziłam wielu zmian przed wizytą - ot kupiłam bukiet bladoróżowych goździków, wyprasowałam obrus (który w tygodniu okazuje się być wielce niepraktyczny) i upiekłam ciasta, oraz zrobiłam ukochany, najbardziej orzeźwiający napój na świecie - miks ogródkowa mięta + ogródkowe truskawki.

Ciasto - hit ozików - gdy odprowadzaliśmy gości, Ru przeprowadziła szturm na stół i wżarła 6 kawałków ciasta. Balowi ostały się tylko okruszki z pańskiego stołu. Walczymy z wyżeraniem z blatów!

Dla mnie najlepszy na lato!

Jak już wspomniałam - psy po wyjeździe gości padły i spały bez życia do wieczora, kiedy to ostatnim zrywem sił zmusiliśmy się na dłuższy spacer. Nie polecam. Balu parł do przodu i co chwilę stawał, oglądając się na nas z niemym zapytaniem "daleko jeszcze?", a Ru potykała się o własny język. Dobrze, że choć w tygodniu upały dają odetchnąć!





Behind The Web

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy

Mój instagram

Instagram
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polecam