Scenariusz najczęściej jest taki - mamy dłuższą chwilę jednego psa. Po pewnym okresie zaczynamy się zastanawiać, czy nie potrzeba by powiększyć rodziny, że jedynak taki socjalny, że drugi to właściwie nie robi różnicy...rozważamy za i przeciw, albo wprost odwrotnie - to życie, czy inny członek rodziny stawia nas przed faktem dokonanym. Co teraz?
U mnie brak drugiego psa dokuczał najbardziej podczas treningów - wszyscy znajomi, mieli "ławkę rezerwowych" - gdy pierwszy pies odpoczywał, "druga zmiana" wychodziła na plac, a ja siedziałam i się nudziłam :P Poza tym wszyscy mnie otaczający ludzie mieli parkę psów - zapsieni znajomi, dalsi znajomi, nawet rodzina zdążyłam się napatrzyć, że to sama rozkosz, przyjemność, mleko i miód :)
W takim razie co poszło nie tak? Czego nie wzięłam pod uwagę biorąc drugiego psa?
Spacery już nie takie relaksujące. Wielokrotnie się jeszcze do tego odniosę, ale faktycznie to jest dla mnie najtrudniejsze. Wyjście z domu na nawet najkrótszy spacer to już wyprawa. Wymaga maksymalnego skupienia zwojów - trzeba manewrować psami tak, żeby nie zaplątały siebie i Ciebie w smycze (wielokrotnie w myślach błogosławiłam komendę frizbową "obejdź" dzięki czemu nie kręciłam się jak przysłowiowe g* w przeręblu). Teraz już problem znikł - rozwiązaniem był zakup dwóch osobnych smyczy o tej samej długości. Upierdliwość została, bo trzeba manewrować tak, żeby nie zajmowały całego chodnika. Przewidywać - hamować jednego, jak drugi zatrzymuje się za potrzebą (ileż to razy Bal tracił równowagę na trzech łapach, bo Ru uznała, że teraz należy pogonić za suchym listkiem porwanym przez wiatr!). Hamować obydwa, jeśli nagle kot wyskoczy nam spod krzaka. Przechodzenie wzdłuż płotu z psem wykrzykującym inwektywy, pełnym żądzy mordu BOS-em to naprawdę dla mnie walka. Bo z jednej strony - usiłuję wymagać, aby moje psy nie darły się jak oszołomy i do niego wyrywały, a z drugiej strony jeden pies idący na kontakcie przy nodze to buła z masłem. Dwa psy idące na kontakcie przy nodze to zez rozbieżny i duszenie kłótni w zarodku, bo przecież każdy chce IŚĆ PRZY LEWEJ NODZE BO TAK TRZEBA.
Podzielność uwagi - level maksimum. Uff, doszliśmy. Odpinam jednego psa, mówię komendę zwalniającą i zwierz radośnie hasa. Kłamstwo. W międzyczasie jest drugi pies, który usiadł już przecież na komendę wydaną do tego pierwszego. W chwil, gdy pierwszy został zwolniony drugi poczuł, że to jawna niesprawiedliwość, więc wstał. To przy dobrych wiatrach. Przy złych, siedzi i zaczyna jojczeć i popiskiwać, halo, tu jestem, czy ty mnie widzisz, siedzę, to niesprawiedliwe! Usadzisz drugiego, przybiega pierwszy i siada (bez smyczy, ale tu dajo żarcie przecież, to warto!), czeka na dalsze wskazówki. Zgrzytasz zębami, wprowadzasz komendy imienne.
|
No ale z drugiej strony - czyż nie slodkie? |
Opisuję tu spacer bez innych czynników. A teraz, dajmy na to, jesteśmy wśród innych psów. Jedno oko na rudego (Czy ona burknęła? Czy nie zdjęła kagańca? Czy podchodzi do psa - mordercy, Czy znęca się nad szczeniakiem?), jedno na niebieskiego (Gdzież on znowu wali kupę? Czy nie obsikuje czegoś niedozwolonego? Czy znów przystawia się do kastrata i zaraz dostanie łomot?) - te i inne pytania będą i Wam po głowie się toczyć, a towarzyszyć temu będzie pulsujący, upierdliwy ból głowy. Aż się przystosujesz i - ho ho! Może nawet będziesz w stanie po pewnym czasie włączyć się w ploteczki z innymi psiarzami, aby tylko od czasu do czasu ryknąć "RU!!!...eee...Znaczy BAL... NIEE!!"
|
Krótkie przypomnienie - z czym najczęściej mamy do czynienia. A przypominam, że do pełni ekipy brakuje jeszcze Baszki, Nori i Zoe :) |
Syndrom detronizacji. Przez pierwszych kilka tygodni Ru zajmowała całą moją uwagę, a nasz dobry, słodki, grzeczny Bal został siłą rzeczy zepchnięty na margines. Popuszczenie cugli Bala - bo cokolwiek nie robił i tak był grzeczniejszy od Ru, odbiło mi się brzydką czkawką. Do tej pory się odbija - i tak po prawdzie nie wiem na ile to wiosna i ucisk jajek na mózg, a na ile mój błąd, że nie byłam w stanie obu kontrolować odpowiednio. Na tą chwilę jesteśmy na kulawej kobyle - Ru jest grzeczna, więc skupiam się na rypaniu Bala. Nie obiecuję natomiast, że za kilka kolejnych tygodni to Balu wróci na piedestał, a Ru znów znajdzie się na cenzurowanym. Pan Mąż twierdzi, że to jest demon Ru (nomen omen, znacie tę historię :P) który przełazi z Ru na Bala w te i nazad. Ja wiem, że to po prostu błąd przewodnika. I tu płynnie podchodzimy do kolejnego :
Wyrzuty sumienia. Tak, mam je. Że miałam dobrego, grzecznego, kontrolującego się Bala. Bala nieagresywnego, któremu teraz zdarza się pierwszemu rozedrzeć japę na psa za płotem czy cichutko warknąć na innego samca. Mieliśmy trudne dwa tygodnie, ale sukcesywnie wyszliśmy na prostą w tym względzie.
Wyrzuty sumienia nie dotyczą tylko Baloo. Dużo gorzej klika mi się z Ru, niż z Balem - chłopak mówi "Co dziś robimy? Klikamy? Ale, że kształtujemy, czy będziesz mnie naprowadzać? Chodzi Ci o to? Czy o to? Okej, to ja już wiem, zrobię to!". A Ru mówi "OJEZUSMARIA PARÓWKA!!! To ja się położę. Albo wstanę. Nie? To się położę. Dobrze, w takim razie wstanę. Położę się, no halo?! NO EJ NO!!!" - beton. Wydaje mi się, że to kwestia braku doświadczenia (jeszcze!). Ciężej jej pracować z rekwizytami (stosunkowo szybko ogarnęła 'a kuku', 'kółeczko', 'ładuj się' czy 'ósemkę'), natomiast rzeczy typu dotknij coś nosem czy weź coś w pysk, wejdź mi na kolana są poza jej percepcją. Nie ukrywam, że to Baloo jest moim czarnym koniem i niezawodnym synkiem - z nim współpraca idzie jedwabiście (poza incydentami).
|
Kochamy się! |
Jeśli już jesteśmy przy klikaniu. Weźcie proszę teraz pod uwagę, że macie dwójeczkę do ogarnięcia. Na początku można jednego zamykać w klatce, a z drugim pracować. Ale z czasem chce się więcej - może dla własnej satysfakcji, dla nauki panowania nad emocjami, dla wzmocnienia posłuszeństwa i słuchania komend przewodnika. Z bólem i w pocie czoła pracuje się w taki sposób:
Zamysł konkursu przygotowany, ciężki los bloggera - obmyśliłam go o szóstej rano w niedzielę, w łóżku :P A...
Posted by Heart Chakra on 18 kwietnia 2015
Ileż to mnie frustracji kosztuje! :) Muszę się skupiać na timingu przy klikaniu i jednocześnie patrzeć, czy jeden albo drugi futrzak nie przeszkadza. Czasem zdarza się, że klikam tą samą sztuczkę, i np. Baloo jest na miejscu odpoczywającego, a Ru jest tą, która główkuje. I widzę, jak Balu w tle pokazuje mi tą sztuczkę, bo on już wie, on potrafi, on pokaże!
Do wyrzutów sumienia (przynajmniej u mnie) doszedł jeszcze jeden przykry fakt - otóż co robić, w przypadku, gdy można wziąć tylko jednego psa (dajmy na to seminarium, czy chęć przepracowania problemu). Zakładamy scenariusz - bierzemy jednego psa na trening czy jakieś psie zgrmadzenie, dłubiemy z nim elementy, ćwiczymy posłuszeństwo, trochę to trwa, dojazd, powrót. Wracamy do domu zrypani jak koń po Pardubickiej i...od progu wita nas wulkan energii, który mógłby reprezentować Red Bulla. To Wasz drugi pies. Co robicie?
Opcje do wyboru:
a) "wezmę oba!" fajnie, ale nie zawsze tak się da bo opłaciliśmy tylko jednego psa + kilka pierwszych obserwacji,
b) "wezmę tego trudniejszego" - super, ale z tym łatwiejszym trzeba będzie porobić w domu,
c) "wezmę łatwiejszego" - w takim razie powodzenia po powrocie do domu!
Reasumując - z której strony się nie obrócisz, dupa i tak będzie z tyłu :P
A jeśli już jesteśmy przy seminariach - finanse. Myślę, że tu nie ma nad czym się rozwodzić. 2 x szczepienia, 2 x preparaty na kleszcze (dopiero niedawno głupielokowi Dobra Dusza podpowiedziała, że można wziąć jedną większą dawkę i podzielić na pół:P), więcej karmy, smaków schodzi. Zakup akcesoriów typu kamizelki chłodzące, obroże, szelki, smycze, głupie miski nawet - często x 2.
W kupie siła! Pan Mąż kazał napisać, że to jest broń obosieczna. No bo naprawdę - psy tak się nie nudzą, zawsze mają kumpla do zabaw, można sobie poszarpać, poprzeciągać, pozaczepiać...ALE - to wszystko wiąże się z ruchem i hałasem. Mamy średnio duży dom, więc siłą rzeczy czasem ich igraszki doprowadzają mnie do białej gorączki - szczególnie, gdy włączają swoje słynne darcie japy.
.
|
ZAMORDUJĘ!!! |
Okej, to w takim razie co w tym fajnego?
Już wspomniane - braterska miłość i okazywanie uczuć - szeroko rozumiane stosunki i zachowania pies - pies. Dla wszystkich zainteresowanych behawiorem i naturą takie relacje są ze wszech miar fascynujące. Zdarzają się sytuacje, w których odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z rozbrykanym rodzeństwem - gdy każę im się uspokoić, albo karcę za coś Baloo, Ru podbiega i gryzie go w tyłek - za każdym razem, kiedy Bal otrzymuje ode mnie reprymendę Ruby musi dodać swoje trzy grosze! Podobnie zdarza się, w czasie zabawy, gdy robi się za ostro, rozdzielam psy i każę im się uspokoić - w sekundzie kiedy się odwrócę ruda MUSI przyłożyć bratu ostatniego kuksańca. Inaczej będzie chora.
Podobnie sytuacja się ma kiedy Baloo chce odwrócić uwagę Ru - nagle zrywa się z jazgotem, Ru biegnie do okna, a niebieski w tym czasie w spokoju przychodzi na pieszczotki - tak zwana akcja - dywersja :)
Lepsza praca. Zaprawdę powiadam Wam - wydajność i drive psa siedzącego w klatce i słyszącego, że drugi pies aktualnie pracuje wzrasta do 500%! Stachanowce wysiadajo! Pies uwolniony z klatki wykonuje wszelkie polecenia na stopro, chyba znalazłam naszą tajną broń na zawody obedience - najpierw muszę zrobić przebieg z Ru, wtedy Bal będzie odpowiednio zagrzany do walki :)
Wzrost apetytu. Wspominałam wcześniej, że do przybycia Ru Balu był niejadkiem. Kręcił nosem, pluł jedzeniem, generalnie robił łaskę. Dlatego pierwszy rzut BARFa okazał się fiaskiem - codziennie wywalałam mięso do kosza. Odkąd jest Ru apetyt zwiększył się - co prawda dalej owoce je niechętnie (chyba, że zmielone na papkę i przyprawione suplementami), ale już nie kręci nosem na mięsko :) Ba, zdarza mu się szybko pochłonąć swoją porcję (zazwyczaj dostaje handicap, na poczet Ru i jej kontroli emocji, on pierwszy jest zwalniany do jedzenia) i jeszcze usiłować ukraść kawałki z miski ryżej. Natomiast Ru, ach Ru...najlepsza świnka ever! Niszczarka z etatem po prostu. Zje wszystko - to jadalne i to nie. Nie chce mi się wstawać do kosza wywalić ogryzka z jabłka? Nie ma problemu, Ru zje. Spadła obierka z marchewki na podłogę? Nieprawda, nawet nie zdążyła dotknąć podłogi, bo zniknęła w paszczy rudej. Pan Mąż twierdzi, że na lato zbije jej budę z desek na miejscu naszego kompostownika :)
|
Tak wygląda Ru w wolnym czasie u nas w domu. |
Różne akcesoria - kolory! Jestem nieuleczalną zakupoholiczką, ze wskazaniem na dziewczyńskie akcenty. Dlatego pojawienie się Ru spowodowało u mnie wybuch nieokiełznanej, dzikiej i wariackiej radości :) W końcu serduszkowe obróżki! Fioletowa kamizelka chłodząca! Damskie szelki! Różowe dyski! Zwycięstwo! :)
Ciekawa jestem, czy macie jeszcze jakieś obserwacje?