Content

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trening z psem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trening z psem. Pokaż wszystkie posty
45 komentarze

Dziennik treningowy



Jedną z wielu mądrości, którą wyniosłam z seminarium z Magdą Łęczycką, jest prowadzenie dzienniczka treningowego. Dla motywacji, ułożenia planu działania, dla siebie. 

Osobiście bardzo nie lubię pisać swoich prywatnych przemyśleń na komputerze (LOL, powiedziała blogerka :P), zdecydowanie wolę przelewać wszystko na papier, dlatego wybrałam się do Empiku, podumałam trochę i założyłam nasz własny Zeszyt Treningowy. Specjalnie wybrałam taki, który ma miliony zakładek, jedną całą mam na wykłady z seminarium, ruda zakładka jest na notatki i postępy u Ruby, niebieska na Baloo :)

Taki system treningów ma wiele zalet - systematyzuje wiedzę, mobilizuje do dalszej pracy, działa psychologicznie (zaleceniem jest podkreślanie markerami dobrych, fajnych treningów, kamieni milowych i innych postępów) i nakręca nas dodatkowo na ciągłe doskonalenie umiejętności.


Magiczna księga


Założyłam ją na początku czerwca...i faktycznie staram się raz na tydzień podsumowywać treningi i, o dziwo - dopisywać nowe zagadnienia do przepracowania. Odkryłam na przykład, że Baloo wystarczyły dwie sesje, żeby pojąć komendę na nagradzanie z tyłu i bardzo fajnie mu idzie naprowadzanie ciałem na aport kierunkowy, a z kolei Ru coraz bardziej wyrabia się podczas wymiany zabawek i powoli, powoli polepsza jej się świadomość ciałka. Chcecie wiedzieć jakie zagadnienia wzięliśmy w tym miesiącu na tapetę?





·KOMENDA "YES" (NAGRODA Z TYŁU)


· APORT KIERUNKOWY


· LEPSZE CHODZENIE NA KONTAKCIE
·EMOCJE!!!PRZY KOMENDACH


·DŁUGIE TARGETOWANIE NOSKIEM


·TRZYMANIE PRZEDMIOTÓW NA GŁOWIE


· NAUKA VAULTÓW


















Jak nam idzie? Trzymanie przedmiotów wciąż mamy w powijakach, przy emocjach zaostrzyliśmy kryteria, podnieśliśmy poprzeczkę, więc jest niełatwo, ale stabilnie. Targetowanie noskiem do zwolnienia jest całkiem kucyczne a chodzenie na kontakcie mamy dość po macoszemu potraktowane, chyba potrzebuję do tego seminarium :) Czerwiec powoli się kończy, ja kilka rzeczy zrobiłam, i faktycznie mam do skreślenia - szczerze powiedziawszy jestem zdziwiona, że tak wiele udało nam się zrobić do tego stopnia, że jestem sceptyczna, czy faktycznie tak dobrze nam to wychodzi :)






· BALANS - ZABAWKI
· BALANS JEDZENIE/ZABAWKI
· TRZYMANIE POZYCJI
· OBIEGANIE SŁUPKA
· WZMACNIAMY APORT
· TARGETOWANIE NOSKIEM
· ŚWIADOMOŚĆ ZADKU
· DOG CATCH
· TRZYMANIE W PYSKU
· TECHNIKA SKOKU
· PRZYWOŁANIE









Pucznik tego lata zmienia się coraz bardziej. Robi się suczką która w końcu zaczyna szaleć ze szczęścia, że wróciłam z pracy do domu, widzę, że ważna dla niej jest moja akceptacja. Jeśli robi coś, co jest nie po mojej myśli najpierw wywija wiewiórzym ogonem, a jeśli aktualnie Bal dostaje opieprz, przybiega co chwilę sprawdzając, czy między nami wszystko jest ok. Balans jest wciąż dla niej trudny (szczególnie ten gorsza zabawka/lepsza zabawka, wciąż stoimy w miejscu między równie fajnymi:P), natomiast bardzo fajnie balansuje jedzonko/zabawka (choć jedzonko wciąż jest dla niej bardziej satysfakcjonujące). Zaczyna bardzo pięknie wskakiwać mi na ręce, choć z techniką skoku czeka nas jeszcze kupa roboty. No i na koniec - wisienka na torcie - aport. DWIE SESJE, proszę Państwa i Puczinka potrafi wytrzymać z aportem w ryjku, aż zrobię zdjęcie. Jestem serio zdziwiona :)


Bardzo podoba mi się instytucja zeszytu, i myślę, że fajnie systematyzuje mi naszą współpracę. Lubię mieć czarno na białym wypisane postępy i plan działania. Na tą chwilę już główkuję nad planem na lipiec :) Czy ktoś ma pomysł na jakąś sztuczkę, którą mamy sobie wyklikać?

A jak jest z Wami? Macie dzienniczki, prowadzicie?

37 komentarze

Seminarium z Magdą Łęczycką "Wszystko o obedience"

Wszelkie dzisiejsze zdjęcia są własnością D. z Trend z seterem - bardzo dziękuję za ich udostępnienie!

Wow. Zacznę od wow, a potem przejdę do szczegółów - szczególików, jak to w obedience bywa :)

Jak już wiecie - tu jest opisana relacja z wydarzeń luźno łączących się z samym seminarium (pierwsza podróż pociągiem z psem, rodzeństwo spotyka się po latach, Warszawa Centralna w tle...:) ), natomiast dziś zapoznam Was z moimi odczuciami po dwudniowej uczcie dotyczącej posłuszeństwa sportowego.

To zdjęcie idealnie opisuje tempo i liczbę zdań do odhaczenia, które wykonałam 30 i 31 maja :) 100% normy! :)


Seminarium odbyło się w ostatni weekend maja, w Warszawie. Na miejsce przyjechaliśmy w sobotę, a w niedzielę po południu wracaliśmy do domu. Zajęcia przebiegały bardzo sprawnie, wszystko było stosownie wyliczone, nie było miejsca na chaos, co więcej, mimo narzuconego tempa nic nie było robione po łebkach. Dodatkowym plusem było to, że w niedzielę skończyliśmy nieco przed czasem - uradowało mnie to niezmiernie, bo mam wieczny, nieuzasadniony lęk, że spóźnię się na ostatni środek transportu do domu :P

Plan dnia przedstawiał się następująco: trzy wykłady + dwa  trzydziestominutowe wejścia z psem. Część  teoretyczna była bardzo dobrze zorganizowana, Magda na bieżąco starała się odpowiadać na pytania zadawane z tłumu. Oprócz prezentacji  "na sucho" prelekcje obfitowały w filmiki znane z kanału Youtube Pewne zastrzeżenia miałam do części praktycznej - wszyscy wykonywali ćwiczenia jednocześnie - nieco ciężko było się skupić na podejściu teoretycznym i jednocześnie próbować poprawnie wykonywać ćwiczenia. Niektóre psy, miały na początku problem z pracą wśród innych (raz podbiegł do nas labrador, obok na lince pieniła się maliniaczka, aż właściciel musiał znacznie zwiększyć dystans). Natomiast bardzo cieszyła mnie sama droga na plac ćwiczeniowy - mijaliśmy po drodze wiele "zapłotowych pieniaczy", dzięki czemu miałam dużo okazji do przepracowania naszego wsiowego życia w innym miejscu :)



················




W sobotę zajmowaliśmy się:

* Wychowaniem psa do sportu i życia codziennego - bardzo żałuję, że na ten wykład natrafiłam dopiero po wychowaniu Baloo. Obfitował w wiele cennych i prostych porad, życiowych tricków, o których nawet nie pomyślałam wcześniej! Szkoda, że od małego nie uczyłam spacerów równoległych z psami, nie wprowadziłam kwestii, która teraz odbija mi się czkawką - czyli, że obecność innego psa wcale nie musi powodować wielkich emocji.

W tle ubierany jest Grandys z Wyszczekanych - śmiali się z braci ksero! :)


*Podstawami obedience:  motywacją, koncentracją, budowaniem sesji, korygowaniem... Większość z tych zagadnień mieliśmy już z Baloo przepracowane, ale bynajmniej nie był to dla mnie stracony czas. Multum z informacji zapisanych w zeszycie opatrzyłam dużymi wykrzyknikami - jako kwestie do wprowadzenia/przepracowania u Ru. Praca w grupie po tych zajęciach również nie była stratą czasu. Co prawda zagadnienia znaliśmy, jednak pojawił się u nas nowy problem - nadekscytacji Baloo. Każde ćwiczenie zaczynało się jego "OJEZU!!!! ROBIMY DOSTAWIANIE DO NOGI!!! ZNAM TO, ALE ZAJEBIŚCIE!!!". Wiele w tym mojej winy, bo wciąż nie potrafię zmienić wajchy w moim mózgu, żeby przestała psa nakręcać, a zaczęła uspokajać - zaczęłam szybciej go korygować, nie nagradzać wysokiego pobudzenia i jest coraz lepiej, nawet przy sesjach frisbee.

Samokontrola panaceum !



*Planowaniem treningów. Po wykładzie na temat planowania treningów mieliśmy kolejne wyjście na część praktyczną gdzie ćwiczyliśmy komendy na nagradzanie z tyłu, komendę 'look' i wzmacnialiśmy pozycję przy nodze.

Miałam co prawda kilka wątpliwości, których nie dało rady przepracować (zmiany pozycji!), ale przynajmniej nieco podszlifowaliśmy chodzenie przy nodze, zwiększyliśmy fun i wzmocniliśmy tą pozycję :) Najbardziej bawi mnie uważny ogon Bala na tym zdjęciu - UWAGA SKUNKS!

W niedzielę zajęliśmy się zagadnieniami:

O wyciszaniu, odpoczywaniu i rezygnowaniu - jakby dedykowany moim zmaganiom z orzeszkowym mózgiem rudzielca. Wiele nauczyłam się na temat wyciszania jedzeniem, zasad do wprowadzenia (nie bawimy się w domu, służy do wypoczynku), jak mogę wspierać spokojne emocje (chociażby pozycja norweska - Baloo nie widzi problemu, Ru na razie wcale się to nie podoba). Poczułam się znów jak studentka przygotowująca się do sesji - nie byłam w stanie wyodrębnić poszczególnych mądrości, najchętniej podkreśliłabym cały wykład żółtym mazakiem :) Potęga inspiracji!

Na placyku z kolei ćwiczyliśmy kilka komend wyciszających - miałam nieco utrudnione zadanie, bo Balu znał te manewry w wersji podstawowej. Mieliśmy targetowanie ręki, tymczasem tu ćwiczyliśmy przedłużone dotykanie nosem (działa i jest super!), oprócz tego psiaki miały wprowadzone leżenie pyskiem na ziemi - dzięki czemu zwierz skupia się na wykonywaniu danej czynności, wyciszając emocje.

Rzeczona komenda - u nas wprowadzona do zdjęć wcześniej, nazywa się uroczo "dramat" :P


Hej ho, emocji sto! Szlifowanie wymiany zabawek.

Do kolejnej prelekcji ( Coaching - jak wygrać? Nie tylko ze stresem :)nastawiona byłam sceptycznie, jednak wraz z rozwojem wykładu moje zainteresowanie wzrastało. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z psychologią, coachingiem i innymi tego typu wynalazkami, tym bardziej uważam to za ciekawe novum. Na pewno poszerzyło to moje horyzonty, do notatek chętnie wrócę nie raz.

A na koniec porozmawialiśmy na temat budowania łańcuchów zachowań i przygotowania psa do zawodów. Pod tym kątem również ćwiczyliśmy na placu - wykonywanie łańcucha zachowań z nagrodą odłożoną w czasie - to również mieliśmy przepracowane z Balem wcześniej, jednak mózg odmówił posłuszeństwa i postanowił opętańczo drzeć japę przy wykonywaniu jakichkolwiek zadań. W efekcie jego łańcuch składał się ze statycznych komend (leż, siad, noga), wymawianych szeptem i nagradzanych smakołykami (broń Panie Boże zabawką!). Ech :)


················


Mimo ogromu wiedzy, wysokich temperatur i intensywnego dnia, wciąż miałam ochotę na więcej! Ogromnie żałuję, że Team Spirit jest tak daleko, bo bardzo chętnie kontynuowałabym ścieżkę edukacyjną - potęga wiedzy! Dość powiedzieć, że zakupiłam za 30 złotych zeszyt w Empiku i w wolnych chwilach pracowicie przepisuję tam wykłady, oprócz tego dzięki poradom Magdy prowadzę nasz dzienniczek sukcesów (o tym planuję zrobić osobną notkę).

Z mojej strony nie żałuję ani grosza przeznaczonego na tą przyjemność, co więcej zaczęłam uważnie śledzić gdzie Magda będzie prowadziła następne seminaria i poważnie zastanawiam się nad wyprawą na jesienna edycję! :) Zazdraszczam Warszawo! :)


39 komentarze

Stan posiadania cz. 2 - galanteria i dodatki.



Druga część, to mój świr - obróżki, szelki, smyczki - galanteria! Pan Mąż twierdzi, że oziki mają więcej obróżek niż on spodni. Niestety, jest duże prawdopodobieństwo, że ma rację :)






Znacie mnie, więc zacytuję ukochanych klasyków :





 Monica: Look, you knew this about me when you married me! You agreed to take me in sickness and in health. Well, this is my sickness! Chandler: What about the obsessive cleaning? Monica: That's just good sense!

1. Lupine, nie wiem jaki to wzór, z bazarku.
2. Pawsitve Dog Design, wzór Sweet Love.
3. Lupine, seria Basic.
4. Rogz Pink.
5. Lupine, seria Plum Blossom.
6. Lupine, seria Basic.
7. Lupine, seria Wet Paint.
8. Pawsitive, Dog Design, wzór Whale Song.
9. Pawsitive, Dog Design wzór So Classic.
10. Lupine, seria Tail Feathers.
11. Hurtta Padded Collar Limited Edition 2014
12. Pawsitive Dog Design, wzór Limonczello.
13. Rogz Dayglow Yellow.




Plus, oczywiście więcej adresatek, bo sama bardzo nie lubię przepinać ich z jednego do drugiego kompletu:











Hurtta Lifeguard Padded Harness rozmiar 80 i 90 i Hurtta Padded Harness Limited Edition 90 i 100. Poczciwe norwegi. Używam ich na wszelkich wyjazdach, dłuższych spacerach czy specjalnych treningach. Jak dotąd nie mam zastrzeżeń.




Wcześniejsze były lekko przymałe, więc drugi komplet kupiłam już w odpowiednio większym rozmiarze.




Hurtta Lifeguard Padded Y-Harness rozmiar 80 i Hurtta Pro Padded Y-Harness rozmiar 70. Używam ich do pasa amortyzującego - czyli wszędzie tam, gdzie oziki mają ciągnąć. Też nie mam zastrzeżeń.



Widzieliście już to zdjęcie - nieszczęśliwy Bal z szelkami Y :P








1. Rogz Alpinist Line Leash. Też myślę, że abecadło psiarza ;) Fajny, leciutki i delikatny materiał, wytrzymała, niezależnie, czy ciora się po błocie, czy ciągnie po asfalcie nie przeciera się. Mój niekłamany hit, choć dla niektórych może się okazać nieco za krótka.


2. Dog Store Smycz antypoślizgowa. Bardzo fajne, wygodne smycze, które wypatrzyła znajoma na wystawie. Wystarczająco długie, żeby spacery był dość komfortowy, wystarczająco krótkie, żeby nie plątały się przy więcej niż jednym psie. Ach no i dość tanie ;)


3. Światełka - patent własny. Latarka do kluczy + karabińczyk - w jesienne szybkie wieczory podłączałam patent do obroży, ot, cała filozofia ;)






1. Kaganiec Baskerville rozmiar 3. Na charrakterek Ru i podróże komunikacją miejską.


2. 5 metrowa smycz treningowa. Na narowy Ru i odmóżdżenie jajeczne Bala ;)






Biegamy na pasie.







Hurtta Cooling Coat.


Hurtta Torrent Coat - w chwili pisania jest w praniu, dlatego dodaję zdjęcie już wcześniej zamieszczane na blogu.





1. Buty dla psa S & P. Ze względu na naszą namiętność do gór kupione na tak zwany wszelki wypadek. Tanie, a polecane przez ozikowców :)


2. Safety Vest - gratis od sklepu Toys4Dogs.


Uff już mi lżej! :) To gdzie by tu jeszcze obróżek szukać...? :P



28 komentarze

Sześć miesięcy z demonem.


W tym tygodniu minęło pół roku, odkąd Ru wprowadziła się do nas. Na przestrzeni tego czasu dużo się zmieniło, wiele rzeczy wypłynęło, pozmieniało się. Dziś jest jej czas na blogu, Myślę, że powoli wychodzimy na prostą. Widzę niesamowitą zmianę w jej zachowaniu względem nas. Staliśmy się najważniejszym dla niej dobrem - dopiero po pół roku nas pokochała, zaufała nam i poczuła się w miarę dobrze w nowym domu.

Ciekawi jak to było? No to zaczynamy:


Według notki z 21 listopada :

"Przede wszystkim, i to głównie dla zdrowia psychicznego Baloo, musimy stonować pilnowanie zasobów, które Ru ma na poziomie hard. [...] Objawia się to wrzaskiem na dramatycznie wysokiej nucie pt "MOJEEEEE!!!!" i próbą kłapnięcia ;) [...] Psiaki natomiast jedzą w osobnych klatkach, Każdy zamknięty w swojej, jakiekolwiek gryzaki czy inne fanty również do klatek są wydzielane. Wciąż będziemy nad tym pracować, choć najprawdopodobniej będzie to siedziało w psie całe życie."

Na tą chwilę pilnowanie zasobów jest w bezpiecznej strefie. Gdy jest w obcym miejscu (dom rodziców, wspólny wybieg dla psów) z miski do wody woli nie korzystać, chyba, że ja jestem przy niej. Inaczej napije się dopiero po powrocie do domu. Jeśli chodzi o wspólne posiłki, to mięso mielone, bez dodatków kości, wszelkie serki do wylizania, warzywa i tym podobne są wydawane wspólnie - psy są kolejno zwalniane do misek i wszystko odbywa się kulturalnie ( nawet gdy ruda skończy wcześniej reaguje na mój głos, że nie pozwalam zaglądać do miski brata). Bez superwizji odbywa się wolna amerykanka - czyli wędrówki obu psów od jednej miski do drugiej - ale bezkrwawo. Przy kościach psy są izolowane - to znaczy Ru jest w klatce, Balu na posłaniu, ale to ze względów bezpieczeństwa - Balu przy ryżej bardzo szybko łyka, co doprowadziło niedawno do zadławienia (musiałam wsadzić psu rękę do gardła i wyjąć szyjkę, inaczej by mi się udusił - mega adrenalina, mega stres).

"[...] Natomiast przywołanie jest jako takie. Oczywiście głównym tego powodem jest to, że Bal ma bardzo dobrze zrobione i Ru widząc, że łaciaty niebieski leci co sił w łapkach do mnie, siłą rzeczy robi to samo, bo żarcie dają. Dziś jednak nie zadziałało, co zmusiło mnie do głębszych refleksji i próbie rozplanowania programu naprawczego :) Otóż w polu jakiś rolnik zaorał jakieś zwierzę. Nie wiem co to było, ale wiem, że psy z lubością złapały za ochłap i próbowały wyszarpać go z ziemi. Beczką miodu okazało się to, że Baloo po sekundzie zastanowienia porzucił ochłap i popędził w moją stronę, a łyżką dziegciu to, że Ru stwierdziła, że chromoli mnie i moje smaczki, a parówkę mogę sobie wrazić wiadomo gdzie, bo ona ma tu ZWIERZĘ. "

Przywołanie teraz jest bardzo dobre. Rezygnacja z truchełek - nader zadowalająca ( na komendę wypuszcza z ryja puszki po piwie/butelki/fragmenty dzika). Odwołanie od pogoni za ptaszkiem - normalny ton głosu nie do końca ją przekonuje, dopiero stanowcze wymówienie komendy - odpuszcza i przybiega w pląsach. Odwołanie od jatki z psem za płotem - wciąż trudne, odwołanie od psa w oddali - bułka z masłem :)

Opanowanie emocji okazało się szczególnie trudne wśród maluszków. 

"Wokalizacja, opanowanie emocji - sucz nie uznaje sformułowania "czekaj", nie jest cierpliwa. Wszystko musi się odbywać JUŻZARAZNATYCHMIAST. Jeśli nie to skacze, zaczyna popiskiwać, jojczeć i generalnie rozpaczać. Jeśli i to zawodzi, to zaczyna rozwiązywać problem jak przeciętny kark - czyli bierze sprawę z klaty, taranem. Na tą chwilę suczy mózg paruje się i przegrzewa, ale dupka potrafi usiedzieć już 2 - 3 sekundy. Wytrzymuje też mikrouchylenie drzwi ( wcześniej sucz przebijała się przez moje piszczele z subtelnością słonicy, miałam przykre wrażenie, że kolana zaczynają zginać się w drugą stronę, a jak wszyscy wiemy, takie coś nie powinno mieć miejsca :) ). Powoli idziemy do przodu, ale długa i wyboista droga nas czeka."
Tu jest już coraz kucyczniej! Na "siad,czekaj" mogę już zamknąć bramę za psami (czyli proces: jedno skrzydło, kołek do dziurki, zamknięcie furtki, podejście do psa, odpięcie smyczy, komenda zwalniająca), ta sama komenda działa gdy drzwi do wiatrołapu są uchylone, psy czekają w progu, otwieram drugie drzwi, zwalniam psy, podobnie przy wysiadaniu z auta, czekaniu na jedzonko... Przestała tracić kontakt z bazą przy psach obszczekujących ją zza płotu - potrafi je zignorować, spojrzeć na mnie, przybliżyć się do mnie dla odwagi. Prawie nie traci mózgu, gdy widzi uciekającego kota. Czasem jeszcze poniosą ją emocje, ale jest dużo łatwiejsza do wytrącenia z amoku. Miewa jeszcze problemy z zabawą na wysokim pobudzeniu przy innych psach - ale o tym w dalszej części.


"Jak mi ktoś zagradza drogę, i zachowuje się jak bydło, to i jak potraktuję go jak bydło - czyli upominające cap!". Niestety - jak przekonała się Ru mnie się nie "capie" i nie będzie "capać" :P
Otóż nie. Zdarzyła się przykra sytuacja, że miałyśmy z Ru małą próbę sił - ja ją przygwoździłam, a ona mnie łapała za ręce - mocno, z premedytacją. Tak, że miałam ślady i strupy przez dwa tygodnie. Zanim odpuściła trwałyśmy tak kilka dobrych minut, dopiero jak się uspokoiła zwolniłam ją i kazałam zejść mi z oczu. Sytuacja powtórzyła się drugi raz (trąciłam ją nogą na kanapie) i chyba wyszła z założenia, że lepiej nie budzić we mnie smoka ( :D), bo  od tej pory żadnych agresywnych prób nie stwierdzono (minęły już 4 miesiace), co więcej, pojawiło się CS owanie, typowo szczenięce zachowania - tulenie uszek, merdanie ogonkiem, wyskakiwanie, żeby polizać twarz. W momencie, gdy przeskrobie i usłyszy to w moim głosie przybiega natychmiast w pląsach i przeprasza w szczylkowym tańcu, kręcąc dupką. Niestety, siłowe rozwiązanie okazało się kamieniem milowym w naszej relacji - bez tego nie szanowała mnie i nie poważała.

Klikanie. Na razie powoli próbujemy klikać targetowanie piegowatym noskiem ręki, klikam też klatkę, i planuję wprowadzić za niedługo kontakt wzrokowy :)

O tym już wspominałam - dużo wolniej łapie sztuczki, ale za to nadrabia prędkością (kocham komendę "kółeczko" w jej wykonaniu - wygląda jak piruet baletnicy!). Ostatnio nieco zapuściliśmy się z sesjami, trzeba do tego wrócić! Troszkę jest betonem, nie do końca pasuje jej kształtowanie, bardzo szybko traci werwę i nudzi się, prezentując sztuczki, które już zna - tu muszę popracować nad sobą, aby skrócić sesje klikerowe, bo przyzwyczajona jestem do zapału Baloo, który wolno i metodycznie dąży do celu :)

Nauczenie się zostawania spokojnie samej w pokoju, podczas gdy w drugim pomieszczeniu kształtujemy sobie coś z Balem. Na tą chwilę jest wrzask i płacz połączony z próbą przeciśnięcia się przez otwór dylatacyjny. Pozostawienie z kongiem niewiele daje, w obliczu takiej tragedii jest wzgardzony. Breaking news  - małż właśnie myje podłogę, oba psy zostały zamknięte w klatkach, Ru kilka rasy pisnęła, ale jest nieźle!
Nie stwierdzono takiego problemu. Zamknięta w klatce milczy, ewentualnie kilka razy muknie pod nosem, natomiast dramatów i histerii nie ma. Zamknięta w innym pokoju narzeka pod nosem jaki to świat jest niedobry i niesprawiedliwy, ale tylko tak mamrocząc :) Klatkowanie jest niezłe, potrafi w obcym miejscu na komendę wejść do klatki, ale zdarza jej się drzeć tam ryja. Nad tym pracujemy :)


Próba oswojenia  z bokserami - na tą chwilę jest czarna rozpacz, przerażenie i ataki na Bogu ducha winnych (i lekko zszkowanych, że we własnym domu biją!) brzydali.

Nie będę oszukiwała - wciąż nie jest różowo - z suką mijają się, ale myślę, że dlatego, że to staruszka Mojito odpuściła. Kilka razy się nawet pokotłowały i tu też musiałam Ru nieźle naprostować w głowie, żeby ogarnąć sytuację. Z Ouzem zdarzają się ścięcia w dwóch przypadkach - gdy chodzi o jedzenie i zabawki (ale Ouzo również nie jest święty w tej kwestii) - wszystko odbywa się bezkrwawo, ale w postaci dość poważnej pyskówki. Na co dzień kulturalnie się mijają, zdarza im się nawet razem bawić i wygłupiać (co zawsze niepokoi Bala), natomiast Ru wciąż się ich boi, nie ufa im. 

Jeśli chodzi o agresje wobec innych psów - wciąż jej nie ufam. Na pasieniu biegała z 20 innymi psami, które bawiły się frisbee i żadnych sytuacji agresywnych nie było, jednak wiem, co w niej siedzi. Niestety mieszkamy w takiej części miasta, gdzie psów poza tymi na uwięzi albo za płotem, raczej nie uświadczysz, muszę zorganizować jakieś wyjazdy "do ludzi" żeby pracować nad problemem

A oprócz tego Ru musi schudnąć!
Zrobione :

Ach jaka zgrabna! Ach ach dla mnie ideał ozikowej figurki! <3



Tyle z notki. A tak naprawdę nad czym jeszcze pracujemy? Cały czas żmudnie dłubiemy w ogarnaniu emocji, uczeniu się panowania nad swoimi popędami. Hamowanie wariackich zachowań, Tonowanie kozaczenia. Nauka przebywania z obcymi psami. Stabilny mózg w każdej sytuacji. Nauka zabawy zabawką w przeciąganie z innym psem - generalnie zabawa inna niż zapasy. Upewnienie jej, że jestem jej wsparciem ZAWSZE.


A z bardziej  prozaicznych - porządny aport, przekonanie się do pływania (a nie tylko brodzenia w wodzie po paszki) i nauka ładnego wyskakiwania po dysk. I multum sztuczek - głupotek, cokolwiek nam przyjdzie do głowy :)



PS. Jest już nas 500 na FP! <3 Jestem bardzo bardzo bardzo wdzięczna! :) Obiecany konkurs ruszy już w przyszłym tygodniu ( śmierć komputera spowodowała utracenie konkursowego plakatu, trochę minie zanim ogarnę zrobienie go w innym programie - postaram się już  w niedzielę wieczór konkrety podać :) obserwujcie bacznie https://www.facebook.com/aboutmyheartchakra ! :) )








66 komentarze

Co dwa psy to...




Scenariusz najczęściej jest taki - mamy dłuższą chwilę jednego psa. Po pewnym okresie zaczynamy się zastanawiać, czy nie potrzeba by powiększyć rodziny, że jedynak taki socjalny, że drugi to właściwie nie robi różnicy...rozważamy za i przeciw, albo wprost odwrotnie - to życie, czy inny członek rodziny stawia nas przed faktem dokonanym. Co teraz?


U mnie brak drugiego psa dokuczał najbardziej podczas treningów - wszyscy znajomi, mieli "ławkę rezerwowych" - gdy pierwszy pies odpoczywał, "druga zmiana" wychodziła na plac, a ja siedziałam i się nudziłam :P Poza tym wszyscy mnie otaczający ludzie mieli parkę psów - zapsieni znajomi, dalsi znajomi, nawet rodzina zdążyłam się napatrzyć, że to sama rozkosz, przyjemność, mleko i miód :)


W takim razie co poszło nie tak? Czego nie wzięłam pod uwagę biorąc drugiego psa?


Spacery już nie takie relaksujące. Wielokrotnie się  jeszcze do tego odniosę, ale faktycznie to jest dla mnie najtrudniejsze. Wyjście z domu na nawet najkrótszy spacer to już wyprawa. Wymaga maksymalnego skupienia zwojów - trzeba manewrować psami tak, żeby nie zaplątały siebie i Ciebie w smycze (wielokrotnie w myślach błogosławiłam komendę frizbową "obejdź" dzięki czemu nie kręciłam się jak przysłowiowe g* w przeręblu).  Teraz już problem znikł - rozwiązaniem był zakup dwóch osobnych smyczy o tej samej długości. Upierdliwość została, bo trzeba manewrować tak, żeby nie zajmowały całego chodnika. Przewidywać - hamować jednego, jak drugi zatrzymuje się za potrzebą (ileż to razy Bal tracił równowagę na trzech łapach, bo Ru uznała, że teraz należy pogonić za suchym listkiem porwanym przez wiatr!). Hamować obydwa, jeśli nagle kot wyskoczy nam spod krzaka. Przechodzenie wzdłuż płotu z psem wykrzykującym inwektywy, pełnym żądzy mordu BOS-em to naprawdę dla mnie walka. Bo z jednej strony - usiłuję wymagać, aby moje psy nie darły się jak oszołomy i do niego wyrywały, a z drugiej strony jeden pies idący na kontakcie przy nodze to buła z masłem. Dwa psy idące na kontakcie przy nodze to zez rozbieżny i duszenie kłótni w zarodku, bo przecież każdy chce IŚĆ PRZY LEWEJ NODZE BO TAK TRZEBA.




Podzielność uwagi - level maksimum. Uff, doszliśmy. Odpinam jednego psa, mówię komendę zwalniającą i zwierz radośnie hasa. Kłamstwo. W międzyczasie jest drugi pies, który usiadł już przecież na komendę wydaną do tego pierwszego. W chwil, gdy pierwszy został zwolniony drugi poczuł, że to jawna niesprawiedliwość, więc wstał. To przy dobrych wiatrach. Przy złych, siedzi i zaczyna jojczeć i popiskiwać, halo, tu jestem, czy ty mnie widzisz, siedzę, to niesprawiedliwe! Usadzisz drugiego, przybiega pierwszy i siada (bez smyczy, ale tu dajo żarcie przecież, to warto!), czeka na dalsze wskazówki. Zgrzytasz zębami, wprowadzasz komendy imienne. 

No ale z drugiej strony - czyż nie slodkie?


Opisuję tu spacer bez innych czynników. A teraz, dajmy na to, jesteśmy wśród innych psów. Jedno oko na rudego (Czy ona burknęła? Czy nie zdjęła kagańca? Czy podchodzi do psa - mordercy, Czy znęca się nad szczeniakiem?), jedno na niebieskiego (Gdzież on znowu wali kupę? Czy nie obsikuje czegoś niedozwolonego? Czy znów przystawia się do kastrata i zaraz dostanie łomot?) - te i inne pytania będą i Wam po głowie się toczyć, a towarzyszyć temu będzie pulsujący, upierdliwy ból głowy. Aż się przystosujesz i - ho ho! Może nawet będziesz w stanie po pewnym czasie włączyć się w ploteczki z innymi psiarzami, aby tylko od czasu do czasu ryknąć "RU!!!...eee...Znaczy BAL... NIEE!!"


Krótkie przypomnienie - z czym najczęściej mamy do czynienia. A przypominam, że  do pełni ekipy brakuje jeszcze Baszki, Nori i Zoe :)


Syndrom detronizacji. Przez pierwszych kilka tygodni Ru zajmowała całą moją uwagę, a nasz dobry, słodki, grzeczny Bal został siłą rzeczy zepchnięty na margines. Popuszczenie cugli Bala - bo cokolwiek nie robił i tak był grzeczniejszy od Ru, odbiło mi się brzydką czkawką. Do tej pory się odbija - i tak po prawdzie nie wiem na ile to wiosna i ucisk jajek na mózg, a na ile mój błąd, że nie byłam w stanie obu kontrolować odpowiednio. Na tą chwilę jesteśmy na kulawej kobyle - Ru jest grzeczna, więc skupiam się na rypaniu Bala. Nie obiecuję natomiast, że za kilka kolejnych tygodni to Balu wróci na piedestał, a Ru znów znajdzie się na cenzurowanym. Pan Mąż twierdzi, że to jest demon Ru (nomen omen, znacie tę historię :P) który przełazi z Ru na Bala w te i nazad. Ja wiem, że to po prostu błąd przewodnika. I tu płynnie podchodzimy do kolejnego :


Wyrzuty sumienia. Tak, mam je. Że miałam dobrego, grzecznego, kontrolującego się Bala. Bala nieagresywnego, któremu teraz zdarza się pierwszemu rozedrzeć japę na psa za płotem czy cichutko warknąć na innego samca. Mieliśmy trudne dwa tygodnie, ale sukcesywnie wyszliśmy na prostą w tym względzie. 

Wyrzuty sumienia nie dotyczą tylko Baloo. Dużo gorzej klika mi się z Ru, niż z Balem - chłopak mówi "Co dziś robimy? Klikamy? Ale, że kształtujemy, czy będziesz mnie naprowadzać? Chodzi Ci o to? Czy o to? Okej, to ja już wiem, zrobię to!". A Ru mówi "OJEZUSMARIA PARÓWKA!!! To ja się położę. Albo wstanę. Nie? To się położę. Dobrze, w takim razie wstanę. Położę się, no halo?! NO EJ NO!!!" - beton. Wydaje mi się, że to kwestia braku doświadczenia (jeszcze!). Ciężej jej pracować z rekwizytami (stosunkowo szybko ogarnęła 'a kuku', 'kółeczko', 'ładuj się' czy 'ósemkę'), natomiast rzeczy typu dotknij coś nosem czy weź coś w pysk, wejdź mi na kolana są poza jej percepcją. Nie ukrywam, że to Baloo jest moim czarnym koniem i niezawodnym synkiem  -  z nim współpraca idzie jedwabiście (poza incydentami).

Kochamy się!

Jeśli już jesteśmy przy klikaniu. Weźcie proszę teraz pod uwagę, że macie dwójeczkę do ogarnięcia. Na początku można jednego zamykać w klatce, a z drugim pracować. Ale z czasem chce się więcej - może dla własnej satysfakcji, dla nauki panowania nad emocjami, dla wzmocnienia posłuszeństwa i słuchania komend przewodnika. Z bólem i w pocie czoła pracuje się w taki sposób:

Zamysł konkursu przygotowany, ciężki los bloggera - obmyśliłam go o szóstej rano w niedzielę, w łóżku :P A...

Posted by Heart Chakra on 18 kwietnia 2015




Ileż to mnie frustracji kosztuje! :) Muszę się skupiać na timingu przy klikaniu i jednocześnie patrzeć, czy jeden albo drugi futrzak nie przeszkadza. Czasem zdarza się, że klikam tą samą sztuczkę, i np. Baloo jest na miejscu odpoczywającego, a Ru jest tą, która główkuje. I widzę, jak Balu w tle pokazuje mi tą sztuczkę, bo on już wie, on potrafi, on pokaże!

Do wyrzutów sumienia (przynajmniej u mnie) doszedł jeszcze jeden przykry fakt - otóż co robić, w przypadku, gdy można wziąć tylko jednego psa (dajmy na to seminarium, czy chęć przepracowania problemu). Zakładamy scenariusz - bierzemy jednego psa na trening czy jakieś psie zgrmadzenie, dłubiemy z nim elementy, ćwiczymy posłuszeństwo, trochę to trwa, dojazd, powrót. Wracamy do domu zrypani jak koń po Pardubickiej i...od progu wita nas wulkan energii, który mógłby reprezentować Red Bulla. To Wasz drugi pies. Co robicie?




Opcje do wyboru:

a) "wezmę oba!" fajnie, ale nie zawsze tak się da bo opłaciliśmy tylko jednego psa + kilka pierwszych obserwacji,

b) "wezmę tego trudniejszego" - super, ale z tym łatwiejszym trzeba będzie porobić w domu,

c) "wezmę łatwiejszego" - w takim razie powodzenia po powrocie do domu!

Reasumując - z której strony się nie obrócisz, dupa i tak będzie z tyłu :P


A jeśli już jesteśmy przy seminariach - finanse. Myślę, że tu nie ma nad czym się rozwodzić. 2 x szczepienia, 2 x preparaty na kleszcze (dopiero niedawno głupielokowi Dobra Dusza podpowiedziała, że można wziąć jedną większą dawkę i podzielić na pół:P), więcej karmy, smaków schodzi. Zakup akcesoriów typu kamizelki chłodzące, obroże, szelki, smycze, głupie miski nawet - często x 2.


W kupie siła
! Pan Mąż kazał napisać, że to jest broń obosieczna. No bo naprawdę - psy tak się nie nudzą, zawsze mają kumpla do zabaw, można sobie poszarpać, poprzeciągać, pozaczepiać...ALE - to wszystko wiąże się z ruchem i hałasem. Mamy średnio duży dom, więc siłą rzeczy czasem ich igraszki doprowadzają mnie do białej gorączki - szczególnie, gdy włączają swoje słynne darcie japy.

.
ZAMORDUJĘ!!!




Okej, to w takim razie  co w tym fajnego?


Już wspomniane - braterska miłość i okazywanie uczuć - szeroko rozumiane stosunki i zachowania pies - pies. Dla wszystkich zainteresowanych behawiorem i naturą takie relacje są ze wszech miar fascynujące. Zdarzają się sytuacje, w których odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z rozbrykanym rodzeństwem - gdy każę im się uspokoić, albo karcę za coś Baloo, Ru podbiega i gryzie go w tyłek - za każdym razem, kiedy Bal otrzymuje ode mnie reprymendę Ruby musi dodać swoje trzy grosze! Podobnie zdarza się, w czasie zabawy, gdy robi się za ostro, rozdzielam psy i każę im się uspokoić - w sekundzie kiedy się odwrócę ruda MUSI przyłożyć bratu ostatniego kuksańca. Inaczej będzie chora.



Podobnie sytuacja się ma kiedy Baloo chce odwrócić uwagę Ru  - nagle zrywa się z jazgotem, Ru biegnie do okna, a niebieski w tym czasie w spokoju przychodzi na pieszczotki - tak zwana akcja - dywersja :)







Lepsza praca. Zaprawdę powiadam Wam - wydajność i drive psa siedzącego w klatce i słyszącego, że drugi pies aktualnie pracuje wzrasta do 500%! Stachanowce wysiadajo! Pies uwolniony z klatki wykonuje wszelkie polecenia na stopro, chyba znalazłam naszą tajną broń na zawody obedience - najpierw muszę zrobić przebieg z Ru, wtedy Bal będzie odpowiednio zagrzany do walki :)

Wzrost apetytu. Wspominałam wcześniej, że do przybycia Ru Balu był niejadkiem. Kręcił nosem, pluł jedzeniem, generalnie robił łaskę. Dlatego pierwszy rzut BARFa okazał się fiaskiem - codziennie wywalałam mięso do kosza. Odkąd jest Ru apetyt zwiększył się - co prawda dalej owoce je niechętnie (chyba, że zmielone na papkę i przyprawione suplementami), ale już nie kręci nosem na mięsko :) Ba, zdarza mu się szybko pochłonąć swoją porcję (zazwyczaj dostaje handicap, na poczet Ru i jej kontroli emocji, on pierwszy jest zwalniany do jedzenia) i jeszcze usiłować ukraść kawałki z miski ryżej. Natomiast Ru, ach Ru...najlepsza świnka ever! Niszczarka z etatem po prostu. Zje wszystko - to jadalne i to nie. Nie chce mi się wstawać do kosza wywalić ogryzka z jabłka? Nie ma problemu, Ru zje. Spadła obierka z marchewki na podłogę? Nieprawda, nawet nie zdążyła dotknąć podłogi, bo zniknęła w paszczy rudej. Pan Mąż twierdzi, że na lato zbije jej budę z desek na miejscu naszego kompostownika :) 


Tak wygląda Ru w wolnym czasie u nas w domu.



Różne akcesoria - kolory! Jestem nieuleczalną zakupoholiczką, ze wskazaniem na dziewczyńskie akcenty. Dlatego pojawienie się Ru spowodowało u mnie wybuch nieokiełznanej, dzikiej i wariackiej radości :) W końcu serduszkowe obróżki! Fioletowa kamizelka chłodząca! Damskie szelki! Różowe dyski! Zwycięstwo! :) 






Ciekawa jestem, czy macie jeszcze jakieś obserwacje? 

Behind The Web

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy

Mój instagram

Instagram
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polecam