Content

czwartek, 15 sierpnia 2013

Ten o pokoju dziennym

Dziś zadecydowałam zaprezentować wygląd salonu już po przeprowadzeniu się, ale jeszcze przed remontem.

Pokój, który dziś jest salonem to dwa ogromne pomieszczenia połączone łukiem. Część pokoju dziennego jest przystosowana do  zapraszania  gości, wypoczynku,  a część służy chłopu do pracy, w niej również znajduje się koszmarna meblościanka i klatka fretek ;)

Ostatecznie po remoncie ten fragment,  ma być sypialnią, a część pracownicza ma być oddzielona ścianką, za to połączona z sąsiadującą kuchnią. Na razie jednak zmobilizowałam wszelkie swoje moce, żeby chociaż trochę ocieplić i przerobić suche, przaśne,  babcine ściany na nieco naszą modłę.

Na kanapę na tą chwilę nas nie stać, a starszy komplet wypoczynkowy ( troszkę go widać w drugim poście) był nie do odratowania, toteż na tą chwilę  główną kanapą w naszym domu jest moje łóżko z czasów nastoletnich – leżanka MELDAL z IKEI (wielbię!).  Punktem wyjściowym było zakupienie dużej ilości poduszek, niestety ładne,   koronkowe poduszki kosztują dość dużo, dlatego z ulgą zwróciłam się ku second- handach, strychu mamy, przecen w Jysku i niezawodnemu allegro. Dzięki temu możemy sobie dobrowolnie ustalać pozycję, w której będziemy siedzieć, modyfikować ją na swój sposób, a do tego mniej więcej koresponduje z moim zamysłem późniejszego wystroju. Do tego za spód służy czerwony koc z Lidla, et voila!



 Moja (nad)interpretacja - wybaczcie pogięte poduszki, dopiero teraz na to zwróciłam uwagę ;)






Niestety, ściany też czekają na malowanie - miejscu serduszka jak widać wisiał obraz.
Domyślny zestaw łóżko + materac MELDAL, już chyba teraz niedostępny w Ikei

Druga kanapa to skórzane obrzydlistwo z drugiego postu przykryte drugim czerwonym kocem i ozdobiony poduszkami. Niestety nie znalazłam jeszcze dobrego patentu na przytwierdzenie koca do kanapy tak, żeby się nie ześlizgiwał – patent ze szpilkami i agrafkami skończył się jego podarciem.

Zgodnie ze znanym powiedzeniem " flaga na twarz i za Ojczyznę" tak wygląda moja współpraca ze Skórzanym Potworem


Jak już wspominałam jestem fotofilem. Poważnie, dla mnie istnieje tylko rozproszone, ciepłe światło popołudniowe, najlepsze na przełomie sierpnia/września. W domu  - jedyne słuszne źródła światła to te pochodzące z lamp z rozpraszającymi kloszami. Na tą chwilę praktycznie wszystkie źródła światła w naszym domu są kloszami papierowymi. Do tego małe zboczenie w stosunku do lampek świątecznych,  lampioników i kul świetlnych, ale o tym w innym poście ;) Nie posiadałam się ze szczęścia w moje urodziny, kiedy do mój dobry chłop zakupił mi wyjojczony komplet bawełnianych kul.


Początkowo kule były właśnie na łóżku, wystarczająco z boku, żeby nie zostały uszkodzone. Moje fretki jednakowoż miały inne zdanie - przyłapałam jednego jak wziął kulę w zęby i dawaj z nią za meblościankę. Tak zginęły już moje rękawice ogrodnicze, kapeć i pewnie milion innych rzeczy, o których nie mam pojęcia. Na tą chwilę kule znajdują się pod parapetem, na dyskretnych gwoździkach. A tak pięknie wyglądały, ech, dolo.


Jedyną rzeczą kupioną w tym roku do salonu jest czarna szafka, która bardzo dobrze komponuje się z leżanką. Oryginalnie jej przeznaczenie to szafka łazienkowa, natomiast nam służy za wystawkę do ulubionych książek i świeczek, na których punkcie mam odrębnego pierdolca. Lampy udało mi się wyprosić od rodziców, bo akurat też się przeprowadzali. Podobnie sprawa się ma z kremowym dywanem.


Szafka niełazienkowa.

I to co jest pod szafką - archiwalne numery Werandy Country na które wciąż poluję na allegro.

Oprócz tego, kolejną ozdobą jest ciężki, ceramiczny wazon, prezent na parapetówkę rodziców. Na szczęście mama nie posiada czerwonych akcentów u siebie w domu, więc chybcikiem zapakowałam wazon do auta, napakowałam „krzaków” (robocza nazwa mojego chłopa na gałęzie wierzby mandżurskiej), rozwiesiłam wiklinowe kule….i jest to kolejne, rozproszone światło u nas w salonie. Uwielbiam wieczorem usiąść  włączyć bawełniane i wiklinowe kule i cieszyć się ich światłem. Oprócz tego zapalam zestaw świeczek kupiony gdzieś na promocjach w Rossmanie.


Kradzione nie tuczy i często pasuje do wystroju :)


Taca ze świeczkami też w stylu gięcia metali ;)


Na tą chwilę nasz salon wygląda właśnie tak, choć mam cichą nadzieję, że już w następnym roku będzie w zupełnie innym miejscu i do tego należycie odpicowany ;)




0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz! :)

Behind The Web

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy

Mój instagram

Instagram
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polecam