Wszystko zaczęło się od założeń.
To znaczy najpierw, od małego po mojej głowie kołatała się Myśl.
Myśl ta, w mniej obiecującym okresie czasu została brzydko
przegoniona, zastąpiona innymi. Następnie Myśl ponownie ujrzała
światło dziennie, wydanie 2.0, poprawione. A jeśli Myśl stała
się ciałem ( na tą chwilę 21 kilogramowym cielskiem), no to już
machina poszła w ruch.
Myśl zmaterializowana
Od początku mojej przygody marzył mi
się border. Jako, że od małego byłam Jaśnie Oświecona na tematy
kynologiczne, doszłam do wniosku, że rasie po prostu mogę nie
podołać, i miałam takie tam drobne sobie miłostki, inne rasy.
Potem zobaczyłam, że DA SIĘ, że wiele ludzi potrafi ulepić
energię i popęd do pracy z człowiekiem w coś fajnego. Ja też
chciałam. Potem jednak stwierdziłam, że może nieco nieco level
niżej by uderzyć, tak na dobry początek, a nuż coś nam nie
pójdzie, nie podołam schizom. I oto, pod naszym dachem pojawił się
Baloo, owczarek australijski.
Człowiek od razu by wszystko chciał,
trzaskać sporty na lewo i prawo. Z maluchem tak się nie da, z
maluchem trzeba wolno, nisko i powoli. Do przodu. Mało kija dużo
marchewki. I cierpliwości i słodkiego głosu. Czasem naprawdę
ciężko jest być najzajebistszym człowiekiem na tej ziemi, a ze
szczeniakiem tak trzeba ( w najbardziej hardcorowej wersji Bycia
Zajebistą robiłam taki raban i szum wokół siebie, że każdy
szczeniak w psim przedszkolu był pod moimi nogami w momencie
przywołania :P).
Trzeba uczyć żyć, trzeba uczyć
podstaw posłuszeństwa, trzeba wymęczyć psychicznie wymagającego
szczyla. A jak wymęczyć psychicznie? Ano sesjami, klikaniem,
kształtowaniem. A jak chcę się z psem może i startować, to i
można rozpocząć sesje posłuszeństwa sportowego.
Tu Balu rozmyśla - będzie on tym obidogiem, czy nie będzie?
Minęło kilka miesięcy, na facebooku
pojawia się magiczne wydarzenie "Treningowe przebiegi z grupą
NiC". Myślę sobie, kliknę "wezmę udział", zapiszę
się fajnie będzie. Fajnie będzie, mówili, będzie zabawa, będzie
się działo.