Content

42 komentarze

Nasza suplementacja


Są dwie BARFne szkoły. Jedna daje mięso, kości, podroby jak leci, druga pieczołowicie kalkuluje, kombinuje i podlicza. Ja...nie należę do żadnej, z lekkim zwróceniem się w stronę tych kombinująco - kalkulujących (wg mnie ryzyko jest zbyt duże).

Dlatego też nie wyobrażam sobie, żeby w naszej psiej diecie zabrakło suplementów - gdy minie rok od wprowadzenia surowej diety planuję zrobić przeglądowe badania krwi i zobaczyć, czy wszystko jest w porządku. 

Najpierw jeszcze raz przypomnę główne zamysły diety :




Tyle teorii, teraz uchylę rąbka tajemnicy co ja sypię psom do karmy :)



Źródło jodu, którego w surowej diecie mamy niedostatek. Niedobór jodu może doprowadzić do niedoczynności tarczycy!

Wskazówki dotyczące wyboru suplementu - najlepiej wybrać czyste algi, bez domieszek.

Dawkowanie : Około 5g / 20 kg psa dziennie.


Są stosowane jako naturalny suplement witamin z grupy B.

Wskazówki dotyczące zakupu: należy zwrócić uwagę na kolor drożdży. Im jaśniejsze, tym lepiej - ciemne drożdże najczęściej są po prostu przypalone i nie mają tylu wartości odżywczych. Wybierać czyste drożdże, bez dodatków. Mają to być drożdże PO PROCESIE FERMENTACJI = martwe.

Dawkowanie - przyjęło się, że powinny stanowić 1-3% masy całego pożywienia podawanego w ciągu dnia - czyli na 100 g mięsa powinno się sypać od 1 - 3 g drożdży.


Źródło żelaza, które w naturze zwierze pobiera ze świeżej krwi (podczas uboju zwierzęta rzeźne są skrwawiane).

Wskazówki : Najlepiej podawać ją bezpośrednio przed lub po posiłku - lepsza przyswajalność w towarzystwie białka.

Dawkowanie : 15-17 g /1 kg mięsa.


Żródło kwasów tłuszczowych omega - 3 - upraszczając wyrównuje nadmiar kwasów omega - 6, które występują u zwierząt rzeźnianych w nadmiarze.

Wskazówki - wybierać taki bez domieszek, przechowywać w ciemnym i chłodnym miejscu (lodówka).


Żródło sodu i chloru (suprise, suprise! :)), które w naturze zwierze czerpałoby z płynów ustrojowych.

Wskazówki - unikać soli jodowanych - wybierać kłodawską albo himalajską.

Dawkowanie:Najczęściej na czuja - po przeliczeniach w kalkulatorze.

Sama na razie suplementuję dość niepewnie - raz na kilka tygodni spisuje psie menu i podliczam w kalkulatorze - dzięki czemu mogę wiedzieć co i jak dodawać, żeby zoptymalizować dietę moim zwierzętom.

Jeszcze planuję wyprawę do apteki po suplement witaminy E - Tokovit.  Podczas gorącego okresu kleszczowego dosypuje jeszcze czystka - który podobno działa odstraszająco i zapobiega boreliozie



Zrzut ekranu z kalkulatora BARF - moje przeliczenia - obliczenia :)
W żaden sposób nie czuję się ekspertem w tym sposobie żywienia - wciąż, miesiąc po miesiącu się uczę ( powoli zaczynam rozglądać się za jakąś tanią zamrażarką, żebym w końcu mogła rozwinąć skrzydła ;) ), ale daje mi to dużo satysfakcji - widzę niesamowitą radość psów przy pożeraniu posiłków, czas, kombinacje i zabawę podczas ogryzania kości i wiem, że warto :)

Tak wyglądają nasze przykładowe posiłki podsypane suplementami:




Pisząc te słowa wspierałam się informacjami znalezionymi na Barfnym Forum. Gorąco polecam - wiedza ludzi tworzących to miejsce napawa mnie nabożnym szacunkiem do ich pracy.
66 komentarze

Co dwa psy to...




Scenariusz najczęściej jest taki - mamy dłuższą chwilę jednego psa. Po pewnym okresie zaczynamy się zastanawiać, czy nie potrzeba by powiększyć rodziny, że jedynak taki socjalny, że drugi to właściwie nie robi różnicy...rozważamy za i przeciw, albo wprost odwrotnie - to życie, czy inny członek rodziny stawia nas przed faktem dokonanym. Co teraz?


U mnie brak drugiego psa dokuczał najbardziej podczas treningów - wszyscy znajomi, mieli "ławkę rezerwowych" - gdy pierwszy pies odpoczywał, "druga zmiana" wychodziła na plac, a ja siedziałam i się nudziłam :P Poza tym wszyscy mnie otaczający ludzie mieli parkę psów - zapsieni znajomi, dalsi znajomi, nawet rodzina zdążyłam się napatrzyć, że to sama rozkosz, przyjemność, mleko i miód :)


W takim razie co poszło nie tak? Czego nie wzięłam pod uwagę biorąc drugiego psa?


Spacery już nie takie relaksujące. Wielokrotnie się  jeszcze do tego odniosę, ale faktycznie to jest dla mnie najtrudniejsze. Wyjście z domu na nawet najkrótszy spacer to już wyprawa. Wymaga maksymalnego skupienia zwojów - trzeba manewrować psami tak, żeby nie zaplątały siebie i Ciebie w smycze (wielokrotnie w myślach błogosławiłam komendę frizbową "obejdź" dzięki czemu nie kręciłam się jak przysłowiowe g* w przeręblu).  Teraz już problem znikł - rozwiązaniem był zakup dwóch osobnych smyczy o tej samej długości. Upierdliwość została, bo trzeba manewrować tak, żeby nie zajmowały całego chodnika. Przewidywać - hamować jednego, jak drugi zatrzymuje się za potrzebą (ileż to razy Bal tracił równowagę na trzech łapach, bo Ru uznała, że teraz należy pogonić za suchym listkiem porwanym przez wiatr!). Hamować obydwa, jeśli nagle kot wyskoczy nam spod krzaka. Przechodzenie wzdłuż płotu z psem wykrzykującym inwektywy, pełnym żądzy mordu BOS-em to naprawdę dla mnie walka. Bo z jednej strony - usiłuję wymagać, aby moje psy nie darły się jak oszołomy i do niego wyrywały, a z drugiej strony jeden pies idący na kontakcie przy nodze to buła z masłem. Dwa psy idące na kontakcie przy nodze to zez rozbieżny i duszenie kłótni w zarodku, bo przecież każdy chce IŚĆ PRZY LEWEJ NODZE BO TAK TRZEBA.




Podzielność uwagi - level maksimum. Uff, doszliśmy. Odpinam jednego psa, mówię komendę zwalniającą i zwierz radośnie hasa. Kłamstwo. W międzyczasie jest drugi pies, który usiadł już przecież na komendę wydaną do tego pierwszego. W chwil, gdy pierwszy został zwolniony drugi poczuł, że to jawna niesprawiedliwość, więc wstał. To przy dobrych wiatrach. Przy złych, siedzi i zaczyna jojczeć i popiskiwać, halo, tu jestem, czy ty mnie widzisz, siedzę, to niesprawiedliwe! Usadzisz drugiego, przybiega pierwszy i siada (bez smyczy, ale tu dajo żarcie przecież, to warto!), czeka na dalsze wskazówki. Zgrzytasz zębami, wprowadzasz komendy imienne. 

No ale z drugiej strony - czyż nie slodkie?


Opisuję tu spacer bez innych czynników. A teraz, dajmy na to, jesteśmy wśród innych psów. Jedno oko na rudego (Czy ona burknęła? Czy nie zdjęła kagańca? Czy podchodzi do psa - mordercy, Czy znęca się nad szczeniakiem?), jedno na niebieskiego (Gdzież on znowu wali kupę? Czy nie obsikuje czegoś niedozwolonego? Czy znów przystawia się do kastrata i zaraz dostanie łomot?) - te i inne pytania będą i Wam po głowie się toczyć, a towarzyszyć temu będzie pulsujący, upierdliwy ból głowy. Aż się przystosujesz i - ho ho! Może nawet będziesz w stanie po pewnym czasie włączyć się w ploteczki z innymi psiarzami, aby tylko od czasu do czasu ryknąć "RU!!!...eee...Znaczy BAL... NIEE!!"


Krótkie przypomnienie - z czym najczęściej mamy do czynienia. A przypominam, że  do pełni ekipy brakuje jeszcze Baszki, Nori i Zoe :)


Syndrom detronizacji. Przez pierwszych kilka tygodni Ru zajmowała całą moją uwagę, a nasz dobry, słodki, grzeczny Bal został siłą rzeczy zepchnięty na margines. Popuszczenie cugli Bala - bo cokolwiek nie robił i tak był grzeczniejszy od Ru, odbiło mi się brzydką czkawką. Do tej pory się odbija - i tak po prawdzie nie wiem na ile to wiosna i ucisk jajek na mózg, a na ile mój błąd, że nie byłam w stanie obu kontrolować odpowiednio. Na tą chwilę jesteśmy na kulawej kobyle - Ru jest grzeczna, więc skupiam się na rypaniu Bala. Nie obiecuję natomiast, że za kilka kolejnych tygodni to Balu wróci na piedestał, a Ru znów znajdzie się na cenzurowanym. Pan Mąż twierdzi, że to jest demon Ru (nomen omen, znacie tę historię :P) który przełazi z Ru na Bala w te i nazad. Ja wiem, że to po prostu błąd przewodnika. I tu płynnie podchodzimy do kolejnego :


Wyrzuty sumienia. Tak, mam je. Że miałam dobrego, grzecznego, kontrolującego się Bala. Bala nieagresywnego, któremu teraz zdarza się pierwszemu rozedrzeć japę na psa za płotem czy cichutko warknąć na innego samca. Mieliśmy trudne dwa tygodnie, ale sukcesywnie wyszliśmy na prostą w tym względzie. 

Wyrzuty sumienia nie dotyczą tylko Baloo. Dużo gorzej klika mi się z Ru, niż z Balem - chłopak mówi "Co dziś robimy? Klikamy? Ale, że kształtujemy, czy będziesz mnie naprowadzać? Chodzi Ci o to? Czy o to? Okej, to ja już wiem, zrobię to!". A Ru mówi "OJEZUSMARIA PARÓWKA!!! To ja się położę. Albo wstanę. Nie? To się położę. Dobrze, w takim razie wstanę. Położę się, no halo?! NO EJ NO!!!" - beton. Wydaje mi się, że to kwestia braku doświadczenia (jeszcze!). Ciężej jej pracować z rekwizytami (stosunkowo szybko ogarnęła 'a kuku', 'kółeczko', 'ładuj się' czy 'ósemkę'), natomiast rzeczy typu dotknij coś nosem czy weź coś w pysk, wejdź mi na kolana są poza jej percepcją. Nie ukrywam, że to Baloo jest moim czarnym koniem i niezawodnym synkiem  -  z nim współpraca idzie jedwabiście (poza incydentami).

Kochamy się!

Jeśli już jesteśmy przy klikaniu. Weźcie proszę teraz pod uwagę, że macie dwójeczkę do ogarnięcia. Na początku można jednego zamykać w klatce, a z drugim pracować. Ale z czasem chce się więcej - może dla własnej satysfakcji, dla nauki panowania nad emocjami, dla wzmocnienia posłuszeństwa i słuchania komend przewodnika. Z bólem i w pocie czoła pracuje się w taki sposób:

Zamysł konkursu przygotowany, ciężki los bloggera - obmyśliłam go o szóstej rano w niedzielę, w łóżku :P A...

Posted by Heart Chakra on 18 kwietnia 2015




Ileż to mnie frustracji kosztuje! :) Muszę się skupiać na timingu przy klikaniu i jednocześnie patrzeć, czy jeden albo drugi futrzak nie przeszkadza. Czasem zdarza się, że klikam tą samą sztuczkę, i np. Baloo jest na miejscu odpoczywającego, a Ru jest tą, która główkuje. I widzę, jak Balu w tle pokazuje mi tą sztuczkę, bo on już wie, on potrafi, on pokaże!

Do wyrzutów sumienia (przynajmniej u mnie) doszedł jeszcze jeden przykry fakt - otóż co robić, w przypadku, gdy można wziąć tylko jednego psa (dajmy na to seminarium, czy chęć przepracowania problemu). Zakładamy scenariusz - bierzemy jednego psa na trening czy jakieś psie zgrmadzenie, dłubiemy z nim elementy, ćwiczymy posłuszeństwo, trochę to trwa, dojazd, powrót. Wracamy do domu zrypani jak koń po Pardubickiej i...od progu wita nas wulkan energii, który mógłby reprezentować Red Bulla. To Wasz drugi pies. Co robicie?




Opcje do wyboru:

a) "wezmę oba!" fajnie, ale nie zawsze tak się da bo opłaciliśmy tylko jednego psa + kilka pierwszych obserwacji,

b) "wezmę tego trudniejszego" - super, ale z tym łatwiejszym trzeba będzie porobić w domu,

c) "wezmę łatwiejszego" - w takim razie powodzenia po powrocie do domu!

Reasumując - z której strony się nie obrócisz, dupa i tak będzie z tyłu :P


A jeśli już jesteśmy przy seminariach - finanse. Myślę, że tu nie ma nad czym się rozwodzić. 2 x szczepienia, 2 x preparaty na kleszcze (dopiero niedawno głupielokowi Dobra Dusza podpowiedziała, że można wziąć jedną większą dawkę i podzielić na pół:P), więcej karmy, smaków schodzi. Zakup akcesoriów typu kamizelki chłodzące, obroże, szelki, smycze, głupie miski nawet - często x 2.


W kupie siła
! Pan Mąż kazał napisać, że to jest broń obosieczna. No bo naprawdę - psy tak się nie nudzą, zawsze mają kumpla do zabaw, można sobie poszarpać, poprzeciągać, pozaczepiać...ALE - to wszystko wiąże się z ruchem i hałasem. Mamy średnio duży dom, więc siłą rzeczy czasem ich igraszki doprowadzają mnie do białej gorączki - szczególnie, gdy włączają swoje słynne darcie japy.

.
ZAMORDUJĘ!!!




Okej, to w takim razie  co w tym fajnego?


Już wspomniane - braterska miłość i okazywanie uczuć - szeroko rozumiane stosunki i zachowania pies - pies. Dla wszystkich zainteresowanych behawiorem i naturą takie relacje są ze wszech miar fascynujące. Zdarzają się sytuacje, w których odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z rozbrykanym rodzeństwem - gdy każę im się uspokoić, albo karcę za coś Baloo, Ru podbiega i gryzie go w tyłek - za każdym razem, kiedy Bal otrzymuje ode mnie reprymendę Ruby musi dodać swoje trzy grosze! Podobnie zdarza się, w czasie zabawy, gdy robi się za ostro, rozdzielam psy i każę im się uspokoić - w sekundzie kiedy się odwrócę ruda MUSI przyłożyć bratu ostatniego kuksańca. Inaczej będzie chora.



Podobnie sytuacja się ma kiedy Baloo chce odwrócić uwagę Ru  - nagle zrywa się z jazgotem, Ru biegnie do okna, a niebieski w tym czasie w spokoju przychodzi na pieszczotki - tak zwana akcja - dywersja :)







Lepsza praca. Zaprawdę powiadam Wam - wydajność i drive psa siedzącego w klatce i słyszącego, że drugi pies aktualnie pracuje wzrasta do 500%! Stachanowce wysiadajo! Pies uwolniony z klatki wykonuje wszelkie polecenia na stopro, chyba znalazłam naszą tajną broń na zawody obedience - najpierw muszę zrobić przebieg z Ru, wtedy Bal będzie odpowiednio zagrzany do walki :)

Wzrost apetytu. Wspominałam wcześniej, że do przybycia Ru Balu był niejadkiem. Kręcił nosem, pluł jedzeniem, generalnie robił łaskę. Dlatego pierwszy rzut BARFa okazał się fiaskiem - codziennie wywalałam mięso do kosza. Odkąd jest Ru apetyt zwiększył się - co prawda dalej owoce je niechętnie (chyba, że zmielone na papkę i przyprawione suplementami), ale już nie kręci nosem na mięsko :) Ba, zdarza mu się szybko pochłonąć swoją porcję (zazwyczaj dostaje handicap, na poczet Ru i jej kontroli emocji, on pierwszy jest zwalniany do jedzenia) i jeszcze usiłować ukraść kawałki z miski ryżej. Natomiast Ru, ach Ru...najlepsza świnka ever! Niszczarka z etatem po prostu. Zje wszystko - to jadalne i to nie. Nie chce mi się wstawać do kosza wywalić ogryzka z jabłka? Nie ma problemu, Ru zje. Spadła obierka z marchewki na podłogę? Nieprawda, nawet nie zdążyła dotknąć podłogi, bo zniknęła w paszczy rudej. Pan Mąż twierdzi, że na lato zbije jej budę z desek na miejscu naszego kompostownika :) 


Tak wygląda Ru w wolnym czasie u nas w domu.



Różne akcesoria - kolory! Jestem nieuleczalną zakupoholiczką, ze wskazaniem na dziewczyńskie akcenty. Dlatego pojawienie się Ru spowodowało u mnie wybuch nieokiełznanej, dzikiej i wariackiej radości :) W końcu serduszkowe obróżki! Fioletowa kamizelka chłodząca! Damskie szelki! Różowe dyski! Zwycięstwo! :) 






Ciekawa jestem, czy macie jeszcze jakieś obserwacje? 

36 komentarze

Poznaj swego wroga czyli mini - bonus - 20 faktów o mnie!


Nadajemy do Was. Niefotogeniczność pozdrawia :)

1. W każdą niedzielę wstaję rano i słucham "Zagadkowej Niedzieli" w Trójce, odpowiadam na pytania razem z pięciolatkami. Ba, manewruję porannym spacerem z psami tak, żeby wyrobić się przed 7, albo po 9. :P

2. Jestem fanką serialu "Przyjaciele" (wersja oryginalna, nie dubbingowana!). Nie normalną, tylko taką, która zna na wyrywki każdą scenę, każdy dialog, przy sprzątaniu, pieczeniu, gotowaniu zapuszczam sobie sezonik i działam. Mam wszystkie 10 sezonów w wersji uncut. Zapowiedziałam Panu Mężowi, że dopóki nie obejrzy wszystkich sezonów, nie hajtamy się. Jak już wiecie - zdążył ! :P

Święte pudełko. Nie do pożyczenia. Nigdy.


3. Dziecięciem będąc (lat 10) przeczytałam "Władcę Pierścieni". Na wakacjach w Hiszpanii. Dwukrotnie. Dlatego nasz pierwszy pies nazywał się Gandalf - i wierzcie, lub nie  - za czasów mojej młodości nikt nie potrafił wymówić tego imienia - mówili Randal albo Gandal, względnie Gandi. Nawet moja nieszczęsna, nieuświadomiona fantastycznie mamusia musiała mieć zapisane jego imię na karteczce ( imię i rasę, gdyż był to pies w typie saluki, też trudne słowo - więcej o nim tu :P).

4. Nienawidzę wyrabiać ciasta - nie znoszę uczucia wkładania rąk w mąkę, piasek i watę - zawsze mnie bolą zęby od tego. Z tego względu preferuję przepisy, które pozwalają składniki łączyć łyżką w misce.

5. Jestem totalną sierotą, często się zacinam, mam siniak, robię sobie krzywdę.- dość powiedzieć, że szefowa przejmowała się jak się kopnęłam, potknęłam, albo wywróciłam do momentu, kiedy do pracy nie wpadła moja mama. Czekała, czytała książkę, ja przechodząc poślizgnęłam się na żelu i się wywaliłam. Matka rodzona nie podniosła wzroku znad gazety. Szefowa wtedy zobaczyła i uwierzyła, że JA TAK MAM.

6. Długi czas nienawidziłam prowadzić auto. Teraz do tego się przyzwyczaiłam, ale za każdym razem (czyli codziennie) prowadząc auto płynnie klnę pod nosem.

7. Nie potrafię długo spać. Godzina 9 to dla mnie czas zaporowy - nawet w Sylwestra nie jestem w stanie pobyczyć się w łóżku dłużej. Natomiast 31 grudnia odpadam gdzieś około północy. Na własnym weselu, o godzinie 1 w nocy stwierdziłam, że chcę nyny :P

8. Mam problem z określeniem ile mam lat. Na studiach oscylowałam koło 18, po studiach 20, teraz już jestem pewna, że mam około 25 :P

9. Lubię cienką jak sik pająka herbatę i kawę. Torebka zwykłej czarnej herbaty może być w wodzie maksymalnie 30 sekund - po tym czasie automatycznie jest klasyfikowana jako lura i przechodzi we władanie Pana Męża. Z kolei kubek poniżej 250 ml wzbudza we mnie śmiech pusty. Optimum kubasa dla mnie oscyluje około 450 ml. 

Tu akurat zielona herbata. Ale gabarytowo kubas optymalny :)

10. Nie zasnę bez przytulania czegoś - w domu mam do tego specjalną poduszkę, o taką:
A na wyjazdach albo używam jaśka, albo zwijam bluzę polarową:)


O taka, o. Nie moje zdjęcie, moja poduszka straciła pompon :(


11. Nie trawię filmów dubbingowanych (chyba, że to bajki), ani tych 3D (robi mi się niedobrze).

12. Najlepszym przysmakiem na świecie jest świeży chleb z masłem.

13. Nie nadaję się do imprez w klubach - zdecydowanie wolę domówki.

14. Uwielbiam kupować obróżki psom. I szelki. I uwielbiam generalnie wszelkie rzeczy Hurtty.

15. Panicznie boję się dentystów. Do tego stopnia, że Pan Mąż ze mną chodzi i zajmuje moje myśli jak dziecku "popatrz, jaki plakat z kolorowymi ząbkami".

16. Uwielbiam grać w cymbergaja. Na wakacjach nie przepuszczę żadnej okazji.

17. Nie lubię poznawać ludzi, nie jestem lwem salonowym, nie przepadam za "small talk" u lekarza czy w kolejce w sklepie ( o ironio mój zawód jest wybitnie socjalny, jednak wtedy wchodzę w zupełnie inny tryb).

18. Mam natomiast rozbudowany instynkt stadny ( pewnie dlatego tak dogaduję się z moimi pastuchami:P) - na wyjeździe, czy imprezie przeliczam w myślach ekipę z którą przyszliśmy i czekam na wszystkich, sprawdzam, czy cały czas są gdzieś w pobliżu i niepokoję się, gdy odłączają się od grupy - cud że ich nie zaganiam gryząc po kostkach.

19. Nienawidzę się spóźniać i jestem w stanie bardzo szybko się zebrać.

20. Bardzo nie lubię oglądać siebie na zdjęciach i generalnie pozować. Zdecydowanie preferuję bycie po drugiej stronie obiektywu :)




46 komentarze

Stan posiadania cz. 1 - zabawki.



Niedawno robiłam plebiscyt na blogu - niepodzielne, pierwsze miejsce zdobył nasz wpis o BARFie, na drugim miejscu uplasował się nasz stan posiadania. Dlatego dziś zajmiemy się zabawkami, a kiedy indziej planuję popisać co nieco o akcesoriach (obroże, szelki i inna galanteria :) ). Zapraszam do naszego kuferka! :)





Ukochana rzecz Bala - przy torbie zmienia się  w krwiożerczą bestię i nie dopuszcza do niej Ru. Niestety nasza kolekcja dekli ostatnio znacząco się skurczyła - na tą chwilę mamy ich nieco ponad 10. Czekam na przeceny po sezonie, trzeba się posilić :) Oto nasze skromne dyski :










1. Jolly Pet Bounce-n-Play. Jedna z ulubionych piłek Ru. Biega z nią w ryju po ogrodzie, niesamowicie ją to uszczęśliwia. Wbrew pozorom jest dość łatwa do złapania - guma jest twarda i mocna, jednak zęby bardzo dobrze w niej się zatapiają. Nam służy do samodzielnych zabaw ozików w ogrodzie - ani specjalnie nie da się nią rzucać, ani nie jest jakoś wybitnie poręczna ;)


2. Lateksowa piłka z piszczałką. Ta z kolei jest rzadko używana z prostego względu - Ru dostaje ostatecznego odmóżdżenia, gdy słyszy głos piszczałki. Nie do końca wiem, co począć z tą piłką - jest dość duża, nie nadaje się na spacery, a jest też dość delikatna - bardzo łatwo będzie ją psu pożreć.


3. Ażurowa piłka. Długo była połączona z szarpakiem, dziś jednak uwolniłam ją z więzów - zgubiłam niezastąpiony ażurek Hol - EE, więc ona będzie musiała posłużyć mi za rekwizyt do nauki timingu w overach :)

4. JW Pet Hol-EE Cuz Ball. 5. JW Pet Crackle Heads Cuz. O tych dwóch piłkach pisałam już wcześniej, o tu: KLIK! Powinno wystarczyć :)

6. Piłka Crackle Ball. Niezniszczalny hicior! Dużo tańsza i bardziej wytrzymała niż wspomniany wyżej Crackle Heads. Psy kochają te piłki, biegają z nimi po domu, bawią się nimi cały czas i guma pozostaje nieuszkodzona. Sam plastik wewnątrz oczywiście ulega zgnieceniu, ale w żadnym razie nie obniża to wartości zabawki ;)


7. Chuckit! Whistler Ball. Dwie gumowe piłki, które przy odpowiednim zamachu i rzucie wydają z siebie gwiżdżąco - śpiewający dźwięk (o taki). Fajne, miękkie, idealne do memłania, całkiem chętnie są aportowane. Bardzo je lubię. Jedynym mankamentem jest ich domycie z brudu - są pokryte chropowatym materiałem, mają multum rowków, które ciężko się szoruje.


8. Chuckit! Erratic Ball. Piłka o dość ciekawym kształcie - w zamyśle ma odbijać się w nieprzewidywalny sposób, dzięki czemu staje się dodatkową atrakcją dla psa. U nas w zasadzie każda piła rzucona odbija się w abstrakcyjny sposób, bo rzucam w polach, gdzie teren jest nierówny, więc ciężko mi się  do tego odnieść (gadżeciara i zakupoholiczka :( ). Jest nieco twardsza niż Whistler, ma dwie dziurki - możemy przewlec ją przez sznurek i szarpak gotowy .


9. Piłka ROGZ Grinz. Fajna piłka do memłania - jest miękka, ma dwie dziurki - jedną większą, drugą mniejszą ( można używać jej jako kuli - smakuli). Balu bardzo ją lubi - ja nieco mniej, bo po wakacjach nad morzem farbka z zębów bardzo brzydko się starła.


10. Piłka HOKO Funny. Klasyk w psim inwentarzu - Balu dostał ją od ciotek jak był malutki - bardzo miła nawet dla szczenięcych zębów i stosunkowo wytrzymała. Po prostu "masthew!". :)






1.Jolly Pet Romp-n-Roll. Niekłamany hit Bala - moim zdaniem kupiłam za mały rozmiar - trochę żałuję, że nie szarpnęłam się na większy. Nie wiem co takiego jest w tej piłce, poważnie - ciężko ją złapać, nie ucieka, ot, sobie zwisa. Minus - jest mało sprężysta i nieporęczna.


2. Planet Pet Orbee Tuff Fetch. A to z kolei niekłamany hit Ru. Jak widać już jest po odrestaurowaniu - po dłuższym użytkowaniu sznurek rozluźnił się i cała zabawka straciła pierwotny sens  (tak wyglądała pierwotnie). Szybka reperacja nadała jej drugie życie - i bardzo dobrze, bo Ru traci dla niej głowę. Pięknie pachnie miętą i jest bardzo wytrzymała - mimo, że jest delikatna w dotyku, praktycznie wcale nie widać, że jest używana.


3. Piłka na sznurku Toyz. Wynalazek z Tesco. Delikatność i sprężystość piłki podobna do Orbee Tuff, cena nieporównywalnie mniejsza, a ubaw taki sam. Sznurek co prawda długo nie pożyje, natomiast myślę, że po zakończeniu żywota tej zabawki zainwestujemy w kolejne.


4.Chuckit! Ultra Tug. Nie wiem co takiego jest w produktach Chuckit!. Mimo tego, że ich kolorystyka kompletnie mi nie odpowiada, kupuję ich zabawki, bo jeszcze nie trafiłam na bubel. Są dobrze zrobione, wytrzymałe, znośne cenowo a psy niesamowicie je kochają. Po prostu magia :) Ultra Tug jest poręczny (zawsze da się wcisnąć do saszetki ze smakami czy kieszeni), łatwo się czyści, jest bardzo wytrzymały i psy za nim przepadają.





1., 2., 3. Szarpaki. - numer 1 to szarpak wspomnieniowy - dwa takie produkty dostaliśmy w wyprawce szczenięcej Baloo. Reszta to szarpaki, które właśnie dokonują żywota :)

4. Dog Style wypaśny szarpak z Kong Squeez. - Psy bardzo go lubią - ja też - używam do nagradzania po sesjach treningowych. Miałam jeszcze drugą wersję, bez piłki na końcu, którą preferowałam ze względu na długość - ale gdzieś ją posiałam. W każdym razie polecam, bardzo porządne wykonanie, zabawa jest nieziemska ;)

5. Kong Wubba Wet. Tu muszę się przyczepić - bardzo kiepska jakość produktu. Widać jak wygląda po kilku szarpaniach - za niedługo przeczuwam dokonanie jego żywota. Co prawda swoją funkcję spełnia - po wodzie pływa, ale cóż z tego, skoro Baloo uważa, że on jest owczarkiem nie retrieverem i z wody aportować nie będzie. Nie i już.

6. Kong Wubba Weaves. Wyglądał na porządny, a...no właśnie nie jest. Już po dwóch użyciach wyszły z niego sznurki (zostały odcięte). Wygląda fajnie, ale wydaje mi się, że długo u nas nie zabawi. I powtórki nie będzie.





1. Kong Wobbler. Stosunkowo nowy nabytek. Uwaga, w przeciwieństwie do swojego brata generuje straszny wybuch emocji i podjarania - puszczony wśród moich psów doprowadził do krótkiego spięcia między nimi. Ucieka, chybocze się - no szał! Tu macie Puczinkę podczas zabawy : 



Marzenie w końcu się ziściło - Kong Wobbler znów był dostępny na zooplusie :) Mama zamawiała karmę, więc skorzystałam z...
Posted by Heart Chakra on 15 kwietnia 2015



2. Kość Hollobone. Zdobycz z TK Maxx. Można napełnić ją smakołykami i dać psu do roboty - ot cała filozofia - całkiem wygodnie się napełnia, można nieźle pokombinować. Ciekawa alternatywa kongów

3. Comfy Snacky Truskawka. Nie do końca udany zakup - fajna, miękka guma, ale bardzo mały wlot - dość ciężko się ją nadziewa, psy bardzo łatwo mogą ją uszkodzić ( Ru rozgryzła taki patyk z comfy w 2 minuty). No i u nas gabarytowo zbyt mała. 

4. Kong Classic. Myślę, że ich przedstawiać nie muszę. Wspomniałam na FP, o różnicach między starym a nowym Classiciem. Ja jestem bardzo zadowolona. Nic dodać, nic ująć :)




1. Toyz Mega Patyk. Wywołuję lawinę frywolnych komentarzy gdy tylko się pojawi :) Bardzo przyjemna sprawa do rzucania i przeciągania się. Dla mnie ma wielki plus, bo pozostawiony w domu szarpak zostawał sukcesywnie rozczłonkowywany i pożerany - tu takiego ryzyka nie ma - psy się przeciągają i żują gumę, a "patyk" pozostaje jak nowy.

2. Chuckit! Flying Squirrel Dog Fetch Toy. Ciekawostka. Kupiłam pod wpływem chwili...i w sumie nie do końca z nami działa - rzucony faktycznie leci w abstrakcyjnym kierunku ( ale tak samo lecą piłki rzucone przeze mnie - nie mam skilla, ale o tym niżej :P), a Balu traktuje go trochę jak takie krzywe frisbee - wyskakuje do niego i łapie go w locie. Dziwadło - na pewno nie nadaje się do przeciągania - według mnie jest zbyt delikatny.


3. Koziołek do obedience. Nie ma chyba co się rozpisywać, prawda? :)

4. Wyrzutnia do piłek. Niestety, nie mam skilla. Piłki rzucone przeze mnie lecą na najdalej 3 metry, co z kolei frustruje psy, które jak poparzone biegną do przodu, muszą gwałtownie hamować...no cała zabawa w aportowanie idzie w łeb. Niechybnie tego potrzebowaliśmy :) Na zachętę kupiłam taką za całe 10 złotych i teraz się zastanawiam - czym się różni taka za 10 od takiej za 30 z Chuckita? Ktoś ma? Warto to? :)


Ufff...to by było na tyle, jeśli chodzi o nasze zabawki :) Nie jest aż tak źle, prawda? :)
64 komentarze

Jedz mięso!

Baloo rozprawia się z łopatką cielęcą - to akurat przykład gryzaka z dużą zawartością szpiku (kość płaska).

Do BARF-a miałam kilka podejść. Najpierw, w erze bez psów, freciaki nieźle barfowały. Niestety mieszkałam w studenckim pokoiku, lodówka marki "Mińsk" miała mikroskopijną zamrażarkę, którą dzieliłyśmy na 3 osoby, oprócz tego kości trzeba było maluchom dzielić tasakiem - kilka razy podczas podziału łupu schodziła babcia z góry i zwracała uwagę na to, co się dzieje, miałam dosyć inwigilacji i zaprzestałam. 

Ru rozdziela na części pierwsze kaczy korpus


Drugie podejście mieliśmy już z Balem, natomiast Bal - jedynak charakteryzował się wysokim wysublimowaniem kubków smakowych - po prostu odmawiał jedzenia. Do szewskiej pasji doprowadzało mnie wyrzucanie z trudem złupionych mięs, więc zrezygnowaliśmy. Do czasu, aż Ru zjawiła się na horyzoncie. Sucz wychowywana była z wiecznie pełną miską. Na początku borykałam się z dużym problemem - pilnowaniem zasobów, nawet suszków - musiałam michę spalić i podczas posiłku Bala skarmiać ją z ręki za sztuczki. Czasem zamykałam psy w dwóch osobnych klatkach (a i wtedy Ru nie jadła swojej kolacji, tylko piłowała ryja, że Balu coś dostał). Z czasem udało nam się problem zniwelować do minimum, nawet przy smaczniejszym jedzonku - surowiźnie. Natomiast problem z "niejadkowaniem" Bala zupełnie znikł, ba, nawet zdarzyło mu się wyrwać z pyska Ru rybkę, która jej akurat nie przypasowała :)

Teraz Baloo wygląda tak czekając na jedzonko :)
Tak samokontrola przed posiłkiem.

A tutaj ładnie sobie pieski jedzą ze swoich talerzy :)

Głównie dlatego! :) W wysuniętej szufladzie jest mięsko!

Bo jest najbardziej zbliżona do żywienia naturalnego. Kilkakrotnie zauważałam psa w wyśmienitej kondycji, z pięknymi zębami i sierścią - było mniej więcej 80 % prawdopodobieństwo, że jest on właśnie na BARF. Stara się jak najbardziej odwzorować schemat żywienia psowatych na wolności, z zapewnieniem ich podstawowych potrzeb (rwanie, szarpanie, darcie, odrywanie kawałków, zgryzanie kości). Zapewnia rozwój psychiczny (stymulacja mózgu) i fizyczny (zaangażowane są różne grupy mięśni, nie tylko żwacze) - pies podczas posiłku kombinuje jak daną kość złapać, ugryźć tak, żeby nie zwiała, musi przytrzymywać łapą. Dieta oparta na mięsie obniża pH żołądka - dzięki czemu ryzyko rozstroju żołądka po napiciu się wody z kałuży czy po porwaniu nieświeżego kawałka na dworze znacznie spada. Zauważa się również mniejszą tendencję do posilania się kupami na spacerach, czy zżerania resztek (choć osobiście u nas nie jestem pewna na ile to wpływ szkolenia a na ile diety :) ). Do tego jest bardzo zróżnicowana - można nawet każdego dnia zmieniać mięsa, dawać kości, dawać same mięsa, podroby, czy inne elementy.

Udo z indyka + szyjka z kaczki.


I jest genialnie przyswajana, a przede wszystkim - WIESZ CO DAJESZ.

Cielęca goleń.


BARF to skrót od Biologically Appropriate Raw Food. To filozofia żywienia ( bo w sumie po części o to się cała impreza rozbija). Dieta oprata na surowych pokarmach polega na podawaniu  zwierzętom mięsożernym odpowiednio zbilansowanych skłądników pokarmowych -  zbliżonych do tego, co upolowałyby w naturze. 

Tu dygresja - dlatego w kocim, czy fretkowym barfie większy nacisk daje się na przykład na wszelkiego sortu ptaszki, myszki, żabki... ale tu trochę wchodzimy w inny sposób żywienia - Whole Prey. Kotom i fretkom, jako zwierzętom bezwzględnie mięsożernym nie podaje się mieszanek warzywnych, psom natomiast dodatkowo co jakiś czas rozdrabnia się surowe warzywa i podaje w ramach posiłku. Na tygodniowe menu diety składa się wiele składników (celowo elementy są ustawione malejąco od tych, których w posiłkach musi być najwięcej, do tych symbolicznych) - mięso, mięso z kośćmi, ryby, podroby, jaja - wszystko wraz ze skórą i niezbędnym tłuszczem. Dodatkowo dodaje się warzywa i owoce oraz suplementy.


Psy dostają posiłek raz dziennie, wieczorem po moim powrocie z pracy. Tego samego dnia wyjmuję z zamrażarki mięsko na kolejny dzień. Dawka określona jest na około 500 g - dla obu futrzaków, co daje 1 kg pokarmu dziennie ( została wyliczona wg bilansu stąd :http://zadowolonypies.pl/bset/uloz-diete-barf/). Dla pewności wykupiłam dostęp do kalkulatora na forum Barfny Świat i raz na kilka tygodni spisuję co podałam zwierzakom i w jakiej ilości, potem podliczam i patrzę jak przygotować następny tydzień. W przypadku wyjazdów korzystam z gotowych mieszanek ( do zakupu na przykład stronie http://www.sklep.miesodlapsow.pl/). Odnośnie treningów czy sesji klikerowych - post w przygotowaniu :)


Inspekcja - co też jutro zjemy?


Ru z rybką.
Może inaczej - co nam dał ? Satysfakcję ;) Poważnie, dużo zabawy mam przy komponowaniu posiłków, kombinowaniu co dać tym razem psiakom, obserwując jaką frajdę mają z rozgryzania kości i czekają na posiłek :) Oprócz tego kupy są małe, bardzo fajnie się je zbiera. Psy mają lepszą figurę, mimo futra widać zarysowane mięśnie. O dziwo zauważyłam, że Ru zrobiła się...szczęśliwsza? Na pewno spokojniejsza. Długotrwałe żucie, gryzienie i odrywanie działa relaksująco, uspokajająco - i to faktycznie działa! Wysokobiałkowa dieta bez zbędnych balastów zdecydowanie jej służy - syci i relaksuje.


Pietruszka + marchewka i suple.

Nie ukrywam, że trochę roboty jest. Nie z samym jedzeniem, a z przygotowaniem, zbilansowaniem, dosypywaniem supli, mieleniem warzyw. To trzeba chcieć robić. Zdecydowanie trzeba się przygotować teoretycznie. No i na początku może finansowo kosztować podobnie do porządnej karmy z górnej półki - potem, jak się człowiek otrzaska można już częściej coś taniej upolować.

Korzystam często z promocji Tesco - na półkach są mięsa z bardzo krótkim terminem ważności.

Rybka






Planuję pociągnąć cykl BARF-owy - mam na tą chwilę jeszcze dwa tematy na myśli - jeden o suplementach, a drugi o smakołykach do sesji treningowych - są na sali zainteresowani? A może sami macie jakieś pytania? W miarę możliwości postaram się odpowiedzieć.


A tymczasem...




PS. Po więcej uroczych anegdotek z naszego życia zapraszam tu : https://www.facebook.com/aboutmyheartchakra lub tu: https://instagram.com/myheart_chakra/
I znów - uaktualniłam zakładkę "wydarzenia" - może gdzieś się spotkamy? :)

Behind The Web

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy

Mój instagram

Instagram
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polecam