Content

sobota, 21 września 2013

Ten o żywym srebrze

     Każdy ma swoje wady :) Moją wadą, (niewątpliwie dla mojego chłopa) jest to, że mam niesamowitą słabość do fretek. W najbardziej hardcorowym etapie naszego życia posiadaliśmy cztery sztuki. W tym roku musiałam pożegnać się z moim pierwszym, najukochańszym chłopczykiem o imieniu Kenzo. Z czym tak naprawdę trzeba zmierzyć się posiadając te włochate łobuzy? O tym dalej:)

Kenzo po prawej, Nanusia - po lewej.


    Przede wszystkim - mają swój specyficzny, dość drażniący zapach. I to jest prawda, kłócić się z nią nie będę. Co wrażliwsze nosy mogą mieć z tym problem (my sobie radzimy, dzięki innemu mojemu hobby, ale to w innym poście). Po drugie  - gdziekolwiek się pojawią, podąża za nimi gigantyczna rozpierducha, sieją zniszczenie porównywalne z plagami egipskimi. Wszystkimi na raz. Wszystko, co znajduje się w zasięgu skoku - łapek może zostać ściągnięte, zaciągnięte za szafę i unicestwione. Po trzecie - nie zawsze wiedzą gdzie najbliższa kuweta - moje łobuzy upodobały sobie kącik przy  stanowisku pracy chłopa, i pewnie nikogo z Was nie zdziwi, że fakt ten doprowadza spokojnego człowieka do wrzenia. Oprócz tego źle wychowane (czy też z traumą) mogą być agresywne - są mięsożercami i drapieżnikami, ich zęby są bardzo ostre, mogą zrobić dużą krzywdę - koleżanki miały nawet problemy z pełną sprawnością ręki po takich incydentach.  Skoro mają tyle wad, to jak można je kochać?


Zjem cię z chęcią.

Na przykład za sam wygląd pyszczka :)


Muffin - największy zbój w naszym trio. Czort w blond skórze. Wygląda na niewinnego anioła, prawda?

Dla mnie są kompromisem pomiędzy posiadaniem psa (naprawdę przywiązują się do człowieka, oddane pod opiekę na wakacje potrafią odmówić jedzenia i tylko spać, chodzą za człowiekiem krok w krok, przychodzą na wołanie, śmigają na smyczy na spacery) i kota (nie trzeba z nimi wychodzić na spacery, w teorii załatwiają wszystkie swoje sprawy do kuwety, pół dnia i całą noc przesypiają). Oprócz tego zawsze mają dobry humor i są gotowe do wygłupów i zabawy. Zadowolone wydają z siebie dźwięk podobny do gdakania kury (nie ma śmieszniejszego dźwięku!), zdenerwowane syczą. Przestraszone lub skrajnie niezadowolone zachowują się jak skunksy - opróżniają swoje gruczoły okołoodbytowe pozostawiając niezapomniane doznania zapachowe.

Śpią często, w przeróżnych konfiguracjach. Najlepiej w szafie zawinięte w ciuchy człowieka;)

Jeśli chodzi o potrzeby, to przede wszystkim fretki to mięsożercy, wymagają porządnej, wysokobiałkowej karmy. Oprócz tego można trzymać je wolno w domu ( ja osobiście ze względu na ich wścibskie zachowanie i tendencje do ściągania na siebie kłopotów wykluczyłam tą opcje) lub trzymanie ich w dość dużej klatce, i regularne (przynajmniej dwa razy dziennie) wypuszczanie na zabawę. Nie wymagają towarzystwa drugiej fretki, ale ja uważam, że dla własnego zdrowia psychicznego łatwiej właścicielowi załatwić drugą fretkę, dzięki czemu większość energii uchodzi podczas szalonych gonitw i walk.Do tego bardzo społecznie żyją i śpią zazwyczaj mocno przytulone do siebie.


Standardowy widok właściciela więcej niż jednej fretki.

Wymagają również opieki weterynaryjnej raz na rok -  dwa lata szczepienia przeciwko nosówce, systematycznych przeglądów. Kastracja powoduje zmniejszenie wydzielania nieprzyjemnego zapachu, jednak go nie niweluje. Samiczki nie przeznaczone do hodowli powinny być również sterylizowane (poprawnie - kastrowane) ze względu na ryzyko tzw. rui przetrwałej. Samce kastrowane są przyjemniejsze dla otoczenia (nie chodzi tu jedynie o zapach, ale również o zachowania), ale są tak skonstruowane, że bardzo często dochodzi u nich do nadczynności kory nadnerczy.


Tak dla odmiany - Kenzo znowu śpi
Do mojego stada zaliczają się na tą chwilę:


Nano - najstarsza w stadzie, już seniorka.Najmniejsza fretka jaką znam i widziałam (a trochę fretek jednak napotkałam na drodze) waży niezmiennie 500 g, podczas gdy normalna waga samicy to 900-1000 g. Jest maluszkiem, żarłokiem i najmniej problematyczną fretką jaką znam. Wszyscy ją kochają, rozczula samym wyglądem.


Budyń - sierota ruska. Największy, podobno bardzo ładny eksterierowo (wygrał dwukrotnie pierwsze miejsce na wystawie, potem odechciało mi się wystawiania). Duże cielę.  Nie jest zbytnio rozgarnięty, za to jest bardzo łagodnym Misiem o Małym Rozumku. Wzięty na ręce rozdaje całusy, wszystkich kocha jednakowo. Jest dość lękliwy, więc odkurzacz doprowadza go do palpitacji serca. Ogromny żarłok.
Muffin - nie będę przytaczała epitetów, jakimi coponiektórzy (;-) ) go nazywają. Prawda jest taka, że faktycznie jest największym łobuzem z paczki, wszędzie wlezie, wszystko porozsypuje i rozwali. Ale zazwyczaj na wołanie zjawia się jako pierwszy  i jest bardzo oddany właścicielce (no muuuszę go kochać:) ). 


Jeśli macie jakieś pytania dotyczące fretek - bardzo chętnie odpowiem na wszystkie - zapraszam do komentowania i na maila.




Abstrahując od tematu (o drugim moim hobby innym razem) biorę udział w konkursie zorganizowanym przez sklep internetowy Candle Room  - do wygrania świeczki zapachowe, naprawdę polecam! 




18 komentarze:

  1. Ale słodziaki :) Fretki są fajne, chociaż osobiście nigdy własnej nie miałam :P
    Budyń jest rzeczywiście śliczny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem jak to będzie jak już ozik zawita :) Pierwsze próby pasienia będzie miał ;)

      Usuń
  2. Słodkie łobuzy!
    Pozdrówka im od ciotki Parvati ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No po opisie nie czuję się zachęcona do posiadania fretki... No ale te pyszczki... Może kiedyś!
    Nie rozróżniam norek od fretek. Podobne stworki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Norki faktycznie są podobne ;) Nieco większe i nieudomowione (mają też często ciekawsze wg mnie kolory). Fretki są trudne i nie dla każdego, może to i dobrze;)

      Usuń
  4. Ja też nie poczułam się zachęcona, choć kto wie? Kiedyś nie lubiłam szczurów, a pewnego dnia miałam ich w domu chyba 14. ;-) (Ale w tym większość stanowiły maluchy, które potem znalazły nowe domki).

    Oglądając zdjęcia Twoich zwierzaków przypomniałam sobie o nich. Niestety już ich z nami nie ma. ;-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczury też "przerabiałam", ale ze względu na krótki ich żywot - zrezygnowałam. Zbyt fajne są, żeby tak krótko żyć.

      Specjalnie skonstruowałam tak posta, bo faktycznie - fretki nie są dla wszystkich, są problematyczne i naprawdę trzeba je pokochać z całym jestestwem :)

      Usuń
  5. Zakochałam się w tych słodkich pyszczkach. Post o zwierzakach czyta się tak miło, że zachęciłaś mnie do opowiedzenia o moich gęsiach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gęsiach gęsiach, czy pieszczotliwie o jakimś standardowym zwierzątku? Jestem zaintrygowana:)

      Usuń
  6. Omamamia! Co za słodziaki!! Jak Balu sobie z nim radzi? Zamiast pracować pilnie zaczytuje się od rana, ale mogłam coś ominąć po drodze, a ciekawośc mnie zżera! Lubią się? My mamy dwa morskie prosiaki - Malwinę i Fridę. Luśka Malwinę kocha na zabój, a dl Fridy podchodzi trochę z dystansem, bo ta potrafi ją dziabnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaach! Świniaki! Najlepiej! <3 a już totalnie rozczulają mnie w wersji mikro hipopotam - bezwłose ! :)

      Freciaki mają swój pokój (brzmi burżujsko, a prawda jest taka, że po prostu na dole jest totalna rozpadówa, więc jeden pokój w chaosie krzywdy nie robi:P), więc interakcje ograniczone są do porannego i wieczornego wypuszczenia na hasanie :) Balu wtedy dzielnie mi towarzyszy, pomaga zidentyfikować stwora schowanego i zawiniętego w któryś z norek/kocyków, próbuje nieudolnie się z nimi bawić :) Muffin nawet czasem daje się zachęcić i ucieka przed nim, po czym wyskakuje i odtańcowuje specjalny taniec fretkowy-zabawowy :) Generalnie bez stresów i spięć, ale wielkiej miłości też nie ma :)

      Usuń

Dziękuję za komentarz! :)

Behind The Web

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy

Mój instagram

Instagram
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polecam