Po suszy internetowej (na wsi u rodziców internety urwało...i nie było przez dwa tygodnie) powracam - tym razem, z recenzją :)
Ostatnio stają się modne przeróżne "boxy" zawierające próbki lub pełnowartościowe produkty, najczęściej tematyczne (kosmetyczne, psie...pewnie jest tego więcej :) ). Po cichu marzyła mi się taka paczucha, a wraz z odnalezieniem informacji na facebooku o poszukiwaniach testerów miałam szansę w końcu zaspokoić ciekawość ;)
Na początek przybliżę ideę Psiego Pudła - otóż założyciele postawili sobie za cel rozwiązanie konkretnych problemów - na tą chwilę wzięli na tapetę nudę na spacerze :) Co chcą osiągnąć? Chcą dotrzeć do grupy psiarzy i pomóc im sprawić, by wspólnie spędzany czas oznaczał coś więcej, niż tylko rundka na smyczy dookoła bloku. Czy im się udało? Przekonajmy się :)
Szczenięce rozważania filozoficzne - warto to, czy nie warto? |
Zacznę od samego opakowania - szary papier do pakowania i sznurek jutowy? W to mi graj! Uwielbiam, gdy coś zapakowane jest prosto i naturalnie. Do tego podoba mi się nienachalne logo i polska nazwa produktu.
Jedyne porządne zdjęcie, jakie udało mi się uzyskać - niestety, jakkolwiek bym się nie starała, druga część paczki była oklejona danymi plus numerem telefonu do kuriera ;-) |
Pada decyzja: otwieramy!
PRZED:
Tutaj już można zobaczyć, że moja decyzja o ostrych cięciach zdjęcia była uzasadniona :) Balu nie mógł się doczekać, więc wziął sprawę w swoje łapy :) |
PO:
Wsadzę nos wszędzie, jak każdy, szanujący się austro-amerykanin :) |
Na zawartość psiej paki składa się : kilka paczuszek domowej roboty psich ciastek, dwie sznurkowe zabawki, oraz wielofunkcyjna torba na smaczki.
Podobnie jak Balu po otwarciu Psiego Pudła, zacznę od ciasteczek :-)
Ciacha:
Wyglądają smakowicie, i, wierzcie mi lub nie, tylko moja nietolerancja glutenu powstrzymała mnie przed spróbowaniem! :) |
Łącznie dostaliśmy 10 szczelnie zamkniętych paczuszek - 7 na krótkich spacerów i 3 na dłuższe - jak słusznie założyli pomysłodawcy projektu, większość właścicieli podczas tygodnia ma mniej czasu, a dopiero w weekendy wyprawia się na dalsze spacery. Według opisu zespołu Psiego Pudła na skład ciasteczek to wątróbka, pasztet, pietruszka, tuńczyk, mąka, zioła i jaja, czyli wszystko naturalne i łatwo przyswajalne dla psów.
Porcje są zapakowane do woreczków strunowych, opatrzone naklejką z logo Psiego Pudła, oraz informacją, czy dana ilość przeznaczona jest na krótszy, czy dłuższy spacer. |
Ciastka zostały przetestowane na grupie ochotników w różnym wieku - na bokserach moich rodziców (Mojito, 10 lat, Ouzo około 2 lat - nie, rodzice nie są alkoholikami :D ) i na naszym prywatnym owczarku australijskim Baloo. Jeśli chodzi o preferencje smakowe, to jedynie Mojito prezentuje jakiś bardziej wysublimowany gust. Ouzo i Baloo z ochotą zjedzą nawet kosiarkę do trawy, byleby była uprzednio posmarowana pasztetem :) Na szczęście, jeśli chodzi o psie ciasteczka nie było takiej potrzeby - cieszyły się ( i nadal cieszą, bo oszczędzam ! :) ) niesamowitym powodzeniem, malownicze gile wiszą u bokserów na sam widok (oszczędziłam zdjęcia), a i Balu bardzo chętnie upadla się w ich imieniu wykonując upokarzające sztuczki (nawet obyło się bez dyskusji przy turlaniu!) :) Jedna ważna uwaga - ciastka są dość duże, więc mniejsze pieski ( i szczeniory) mogą mieć problem z pogryzieniem ich na raz. Na szczęście łatwo się łamią i paradoksalnie prawie wcale nie kruszą w saszetce :)
Oprócz sesji treningowych w domu i na spacerach, smakołyki zostały zabrane na seminarium szkoleniowe z motywacji. Młody bardzo ładnie pracował, smakołyki znikały w okamgnieniu a i bordery bardzo chętnie zatapiały pysk w mojej saszetce, więc jeśli chodzi o smakowitość, to chapeau bas dla kulinarnych zdolności! :)
Zabawki:
Ta mina bezdyskusyjnie przypomina mi innego, dość sławnego ozika, który wystąpił w jednym z odcinków programu "It's me or the dog".
Znajdź pięć różnic :P
Sztuk dwie. I znów, Psie Pudło, w to mi graj! Niekoniecznie ze względów treningowo - szkoleniowych, ale przede wszystkim ze względów żeglarskich - o tym za chwilę :)
Oto mamy do czynienia z dwoma porządnymi zabawkami - nie szarpakami sensu stricto , ale nieco alternatywną, fajniejszą według mnie wersją.
Jedna z nich, już przedstawiona na zdjęciu to gałka bosmańska (niedościgniony wzór na obozach żeglarskich! Ech, moje maślane łapy...). Gałka jest porządnie zabezpieczona przed rozplątaniem, ze świetnym uchwytem do przeciągania. I tu znów uwaga : dla małych piesków ten element będzie zbyt duży, także pewnie trzeba będzie wziąć pod uwagę gabaryty psa przy kompletowaniu zamówień :) My na pewno będziemy szaleć z zabawką długo i namiętnie, jak tylko wszystkie mleczne zęby raczą opuścić szczerbaka - jego rozstaw japy nie pozwala jeszcze na pełnoprawne uchwycenie gałki, dzięki czemu pozostaje we względnym porządku ( na razie :P).
Mierz siły na zamiary, wersja szczenięca. |
Druga plecionka - to już jest nasz niekłamany hit. Osobiście kocham tą zabawkę, jest to znów przepięknie zapleciony i świetnie zabezpieczony przed rozplątaniem sznurek ( nie umiałam zdiagnozować cóż to - czy to jakaś wersja węzełka rzutkowego? ). Doskonale sprawdza się przy regularnym szarpaniu, ale dla mnie jest świetna jako...pierwszy aport. Jeszcze nie sportowy koziołek a bezpieczniejsza wersja patyka, nie toczy się tak jak piłka czy maskotka. Pięknie szlifujemy przy nim aport, a w nagrodę możemy się nim poszarpać. Znosi również międzygatunkowe przeciąganie - 16 kg szczyl przeciwko 35 kg kupie mięcha. Bez odkształceń, bez uszczerbku,bez rozplecenia się.
Idealna w zabawie z Dużym Kolegą ... |
...jak i w pojedynkę z Człowiekami (gościnnie - ręka Pana Męża na blogu! ) |
Saszetka:
Na koniec zdecydowałam się opisać saszetkę. Podchodziłam do niej jak pies do jeża, gdyż zamówiłam już raz podobną, tej samej firmy, niestety nie spełniła moich oczekiwań. Wnętrze, przeznaczone na smaczki rozdarło się w tempie zawstydzającym, i cały patent był psu na budę (jeśli już lecimy z psimi idiomami :P), poleciał do kosza na śmieci. Z nią jest nieco inaczej. Świetnym patentem jest osobne miejsce na woreczki na kupy - to podbiło moje serce! Oprócz tego jest druga kieszonka, np na kliker - na pewno jest to lepsza wersja tego, co posiadałam wcześniej. No i z babskiego punktu widzenia - dostała mi się w pięknym, turkusowym kolorze, więc o tyle chętniej ją zakładam, że po prostu mi się podoba :)
Jest mi ciężko do niej się przekonać, dlatego nie będę oszukiwać, wybrałam się z nią raptem na kilka spacerów - na dłuższe dystanse preferuje saszetki - nerki, gdzie mogę napakować dużo smakołyków, mam pewność, że nie zgubię jej po drodze, a i podczas joggingu nerka sprawdza się nieporównywalnie lepiej. Myślę, że gdy zacznie się lato będę bardziej skłaniać się ku niej - głownie z tego względu, że łatwiej będzie mi ją zaczepić za spodnie, a będzie mniej elementów ubioru, które mogłyby odczepić klips i wysypać zawartość.
Pierwsze crash testy przeszły pomyślnie, saszetka do tej pory się dzielnie trzyma, może będą z niej jeszcze ludzie ;) |
EDIT 10/04/2014: Miałam wyrzuty, że narzekam, a nie przetestowałam dogłębnie. Od piątku do dzisiejszego dnia podczas spacerów i sesji treningowych używałam tego woreczka. Efekt? popruty sznurek, który zaciska torebkę - do wywalenia i wymiany. Wracam do moich nerek, zdecydowanie! :)
Czego mi zabrakło?
Gdy otworzyłam paczkę, uznałam, że produktów w niej zawartych jest odrobinę zbyt mało. W porównaniu z obfitością elementów we wcześniejszych paczkach, wypada nieco słabiej. Zabrakło mi jakiejś zabawki nie wymagającej monitoringu właściciela, czegoś, czym pies mógłby zająć się w domu, wyciszyć. Może jakiś gryzak, zabawka do wypełnienia czymś smacznym? Coś do żucia, na uspokojenie skołatanych nerwów (aby ukoić nerwy właściciela raczej niepiszczące :P). Oprócz tego może jakaś pierdółka? "Korkociąg" do kleszczy, wspomniane odblaski...
Podsumowanie:
Jestem zaczarowana tą ideą! Bardzo podoba mi się schludne wykonanie paczki, ciekawe smakołyki, urzekły mnie ręcznie robione zabawki, które moim zdaniem mają szansę posłużyć lata (jako żeglarka dodatkowo doceniam kunszt wyrobu!).Wydaje mi się jednak, że paczka mogła zawierać o element lub dwa więcej - wspomniane w liście kleszczyki, odblaski i coś wyciszającego do żucia ( na czas po spacerze). Na pewno będę bacznie się przyglądać Psiemu Pudłu (uff to była trudna odmiana :P), i niewykluczone, że jeszcze nie raz coś mnie tam skusi :) Już nie mogę się doczekać następnych tematów !
Hej, lala to kiedy testujemy kolejne pudło? |
Po więcej informacji na temat Psiego Pudła zapraszam tu.
Ale świetne! Pudło też :)
OdpowiedzUsuńMuszę swojemu sprawić jakieś dobre sznurki bo właśnie wykańcza ostatni...
A jak masz jakieś luzem bluzy, albo polar, to podrzucam Ci szybki patent, szarpak do zrobienia w domu :) Nawet takie beztalencie jak ja sobie poradziło! :) http://fastncrazy.blogspot.com/2013/03/szarpak.html
UsuńObawiam się, że dłużej mi zajmie zaplatanie niż jemu rozparcelowanie tego ale chyba spróbuję :)
UsuńDasz radę, moje co prawda już są przerobione na wióry, aaale ;)
UsuńZobaczyłam australijczyki i tak się podekscytowałam, ze nie byłam w stanie skupić się na treści :D
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, ze nie tylko mój blog "schodzi na psy" ;-).
Oj wychodzi na to, że Balu będzie musiał zostać stałym bohaterem bloga - wzbudza wiele pozytywnych uczuć :))
Usuń