Content

piątek, 22 maja 2015

Porażki


Pamiętacie jak pierwszy raz stwierdziliście "a, już chyba wiem, o co chodzi w tym pedałowaniu!" i za chwile spadliście z roweru i stłukliście kolano? Albo pomyśleliście sobie "co, ja nie wyjadę!" i w deszczową, ciemną noc przytarliście auto mamie?

Porażki.

Podobno wpisane są w życie. Te początkującego traktowane są pobłażliwie - no przecież wiadomo - nikt mistrzem się nie rodzi. Sami rozpoczynając jakąś aktywność dajemy sobie spory margines pobłażania, strefę na poprawki. Schody zaczynają się dopiero później. Jak coś - niecoś się wie, kilka sukcesów (mniejszych czy większych - bez znaczenia) ma się za sobą. Wtedy wiele osób osiada na laurach, myśli, że skoro poradziło sobie z taką sytuacją, to bez pudła i w innej  też da radę. Okazuje się, że w tym tkwi pułapka.

Niby łatwo się mówi - zawsze trzeba mieć jakąś szarą strefę niepewności. Ja z kolei znając siebie te dwadzieścia kilka (ileż to już ?) lat, wiem, że tak nie potrafię. Jeśli pozostawię sobie zbyt duży margines błędu - traktuje to jako porażkę. Nie potrafię sobie pobłażać, więc każde źle wykonany krok traktowany jest jako koniec świata. Automatycznie zniechęca mnie to do dalszych działań (ba, cały pierwszy rok studiów beczałam w słuchawkę i chciałam wszystkim rzucić w sto diabłów), bo stawiam się na samiuśkim końcu. Co ciekawe - perfekcjonistką nie jestem, ba, obraz mojego domu to porażka wychowawcza mojej mamy :)

Im robię starsza się robię, tym bardziej to widzę. 

Inni potrafią obrócić kota ogonem, powiedzą, że tyle razy się udało, co to jest ten jeden błąd. U mnie w głowie wyświetlał się od razu napis " O JEZU JESTEŚ BEZNADZIEJNA, TO NIE MA SENSU, NIE POTRAFISZ NAWET TAKIEJ PROSTEJ RZECZY ZROBIĆ, LEPIEJ ODDAJ TE PSY". Z perspektywy czasu i doświadczeń (ciężkie studia, przymus ogarnięcia auta, trudna praca zawodowa) i upływających lat powoli staram się sobie samej zluzować. 

Co ciekawe - to właśnie posiadanie psów i chęć wychowania ich w dobry sposób zmusza mnie to przemyśleń, analiz. Zastanawiam się, co zrobiłam źle (bo doskonale wiem, że to ZAWSZE jest mój błąd, nie psa), jak to naprawić i - powoli, w sumie dzięki Panu Mężowi , staram się ocenić skalę wpadki - czy faktycznie jest to "KONIEC ŚWIATA DO NICZEGO SIĘ NIE NADAJESZ", czy tylko pies pociągnął do innego psa. 

Teraz już wiem, że takie podejście do niczego nie prowadzi. Że moja spina "żeby tylko dobrze wypaść!" na seminarium, treningu, spacerze czy treningowych zawodach bardzo odbija się na psie. Że mój pies jest ze mną związany i odbiera każdą moją zmianę charakteru i przerabia na swój sposób. Moją niepewność - postara się zamaskować i na swój sposób mnie wesprzeć ( w taki sposób, jaki sam potrafi - niekoniecznie przeze mnie pożądany, o czym przekonał mnie Baloo na owcach).


Że wybierając się  gdziekolwiek z psem muszę wziąć pod uwagę, że od teraz nie tylko ja borykam się ze swoimi wadami. Mając owczarka mechanizmy są zupełnie inne - dla mnie zadziwiające. To porozumienie dusz, odtąd nie tylko pracuję nad sobą dla siebie - ale też dla mojego psa, który widzi we mnie przewodnika. Jeśli ja się pogubię - on będzie usiłował mnie wesprzeć. Jeśli on nie wie co robić, oczekuje, że to ja wskażę mu drogę i podpowiem - jesteśmy już zawsze ZESPOŁEM.

Podczas pasienia idealnie pokazały się moje najsłabsze strony ( ta nieszczęsna niepewność siebie ). Prowadzący bardzo ładnie zaobserwował mechanizmy, wskazał mi o co chodzi w danych zachowaniach. Tak byłam zagubiona i spięta, że Baloo postanowił pokazać wszystkim, że on mnie będzie bronił - jeśli przyjdzie taka potrzeba. Z kolei Ru poczuła się zagubiona i wpadła w panikę, pokazała mi, że jest totalnie nie odpępniona, jeśli nie ma w nas wsparcia (= byliśmy odgrodzeni płotem). Pokazała ile jest w niej lęków i obaw, z czym tak naprawdę się boryka na co dzień i jak bardzo potrzebuje mojego spokoju.

Oprócz tego psy pokazały jak bardzo chcą ze mną się komunikować, jak potrzebują mojej akceptacji i chcą ze mną pracować, wspierać mnie i komunikować się ze mną. Do tego stopnia, że mnie to wzruszyło.


Po "owcach" byłam w szoku. Kilka dni musiałam układać sobie w głowie, przewartościowywać, kalkulować na ile i jakie porady musimy wcielić w życie, żeby było nam razem jak najlepiej. Tak naprawdę do tej pory wszelkie uwagi rozpatruję, wciąż je trawię. Faktycznie, przy zaleceniu, żeby mniej się komunikować (kolejna moja bolączka, przy niepewnej sytuacji wpadam w słowotok), a więcej pracować ciałem niż słowami zauważyłam pewien postęp. Powoli przychodzi czas, żeby zmierzyć się ze swoim ego po raz drugi.



A tak na marginesie nic bardziej nie sprzyja przemyśleniu swojego stosunku do świata, postrzegania swojego podejścia nie tylko do wychowania psów niż spacer z nimi na zupełnym relaksie *. One kłusują sobie koło mnie, ja "idę & myślę". Bez telefonu komórkowego, bez jakiejkolwiek zbędnej rzeczy. Cisza, spokój, czas na poukładanie myśli. Ale to chyba każdy psiarz zna z autopsji? :) Wiem na pewno, że pierwsza sesja 'powrotu do korzeni' zatrzęsła moim myśleniem w posadach. Strach pomyśleć co to będzie dalej!



* chyba, że khem, khem jak inspiracja notki spierdzieli w dal za sarną i wróci po 2 minutach zachwycona całym zajściem - wtedy dobre ciśnienie zapewnione i bez kawy!

34 komentarze:

  1. Takie małe, kochane owieczki, a tak świat potrafią wywrócić do góry nogami :) trzymam kciuki za drugi raz !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zupełnie odwrotnie - zakładam, że wpadki i porażki się zdarzają, bo jedyną dziedziną w której jestem specjalistą, to moje własne życie. Nie jestem ani psim profesjonalistą, behawiorysta, ani sportowcem, ani kucharzem. Skoro robię coś amatorsko to przyjmuję, że nie wszystko pójdzie po mojej myśli. Taka już jestem, nie cierpię się zadręczać rozmyślaniami...dlatego zazwyczaj tego nie robię ;) z czasem samo wszystko układa się jak puzzle. Mój mózg działa na zasadzie wypierania niewygodnych myśli. To wygodne i odciążające.

    Dobrze jest usłyszeć rady i obserwacje drugiej osoby, czasem nie widzi się wszystkiego. Ja nie cierpię oglądać nagrań video ze sobą. Wyglądam na wiecznie spiętą z nieskoordynowanymi ruchami. Ale dzięki temu, próbuję trochę nad sobą pracować. Spróbuj trochę wyluzować i nabrać dystansu do siebie, psów i pracy z nimi. Wydaje mi się, że to powinna być przede wszystkim ekstra zabawa, a nie ekstra praca. Jestem pewna, że za drugim razem pójdzie wam lepiej, trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mega Ci zazdroszczę, brzmisz tak...zdrowo! Ja w robocie widzę, jak dużo zależy od podejścia właściciela! :) Jak ja wyluzuje, będziemy super! :)

      Usuń
  3. Ja też mam w sobie trochę niepewności siebie. Często staram się, żeby wszystko wychodziło mi perfekcyjnie, a jak wiadomo życie weryfikuje moje plany nie zawsze tak, jakbym tego chciała. I tak nie udany obiad ląduje w śmieciach, a ja z fochem na cały świat rozpaczam, jaka to jestem beznadziejna. Pies wciąż wyrywający się do obcych ludzi z zamiarem przywitania, pomimo moich tysięcznych prób skupienia uwagi na sobie - milion myśli jakim to jestem beztalenciem, że nawet pies mnie nie słucha..
    I czasem sama siebie w myślach karcę, za taki krytyczny obraz samej siebie, dlatego rozumiem Twój ból. Nie mniej jednak obie powinnyśmy trochę wyluzować, czego nam życzę :)
    Pozdrowienia! K&T
    jackterror.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życzymy sobie nawzajem! :)) I będzie dobrze! :)

      Usuń
  4. Wzruszyła mnie ta notka.
    Mamy kompletnie różne psy, do różnych celów przeznaczone, a jednakże tak sobie podobne.
    Mówisz że podczas "powrotu do korzeni" czyli pasienia zachowanie twoich bestii uległo zmianie, że chciały z tobą współpracować, chciały robić to do czego zostały stworzone. Myślę że każda rasa psa tego pragnie. Podobny mechanizm zaobserwowałam u malamuta podczas jazdy w zaprzęgu czy nawet bikejoringu. Pies który przez większość życia ma w poważaniu właściciela i jego opinię, podpięty do wózka zaczyna słuchać i reagować, wychwytuje najcichsze "Go go". Jego uszy podczas biegu pracują w zadziwiający sposób, nie liczy się nic poza biegiem i współpracą, niech świat się wali i pali.
    Myślę że takiej więzi z psem powinien doświadczyć właściciel każdego czworonoga. To wszystko zmienia. Dlatego polecam, niech właściciele psów myśliwskich pójdą z nimi w las, niech właściciele owczarków spróbują pasienia, a północno-maniaki, zaprzęgów.
    Bo pies, szczególnie ten rasowy, z przeszłością i przeznaczeniem, nie służy tylko do sztuczek i kochania.
    Pozdrawiam was, i na tchnięta twoją notką wybieram się na trening, by poczuć magię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie do końca tak :) Bo one zawsze dają z siebie 100 % siły, więc akurat chęć pracy i współpracy mnie nie zaskoczyła. Bardziej wzruszył mnie fakt jak bardzo szukają aprobaty w moich oczach, zależy im na moim szczęściu (jednak jak się pracuje, to tego się nie widzi, dopiero po obejrzeniu filmików widać to gołym okiem). Bo tak naprawdę Balowi owce tak sobie podeszły, wyszedł z założenia, że skoro mi tak zależy, to on mi je troszkę podgoni, ale bez specjalnych emocji :))

      Rozumiem, że z północniakiem troszkę inaczej wygląda praca, współpraca i w ogóle relacje - zafascynowało mnie to, co napisałaś - że niech się wali i pali, zostajecie tylko Wy. No właśnie o to piękno mi chodziło - jak bardzo pies chce z Tobą działać, jak bardzo mu na tym zależy, no kosmos.

      Usuń
    2. Myślałam że aussie też wchodzą w ten magiczny tryb, gdy pracują, gdy robią to co do nich należy, co mają we krwi. Ale zapomniałam że te psy pracują prawie całą dobę :) Wiem z doświadczeń innych psiarzy że pies który spełnia się w tym do czego został stworzony (choć w części) jest szczęśliwy i roztacza wokół siebie pewien rodzaj aury, odczuwalnej przez właściciela. Doświadczyła tego znajoma z Owczarkiem Niemieckim na śladach, kumpela z Seterem na polowaniu czy właścicielka 2 Husky na zaprzęgu.
      Kochać psa i szkolić go to fajna sprawa. Ale pracować z nim w taki sposób, to już magia :)
      Pozwolę sobie przytoczyć filmik "znajomej" który zawsze przypomina mi o tym uczuciu, szczególnie ze względu na soundtrack i tekst piosenki : https://www.youtube.com/watch?v=zyhuQZWff9Q
      "Nigdy nie zapomnę
      Jak czułam się w tamtym momencie
      Stałam się wolna......"

      Usuń
    3. "Kochać psa i szkolić go to fajna sprawa. Ale pracować z nim w taki sposób, to już magia :)" Bardzo mi się podobają te słowa!

      Filmik nieziemski - doskonale dobrana muzyka, fajnie wykorzystane zdjęcia. Praca z psem jest piękna, po prostu. Dzięki wielkie!

      Usuń
  5. Bardzo interesujący post, po przeczytaniu zaczęłam sie zastanawiać jak to jest ze mna i moimi błędami, doszłam do wniosku ze porażki związane nietylko z psem, ale dotyczące całego mojego zycia bardzo mnie motywują do działania! Mam nadzieje, ze wszystko dasz rade sobie poukładać, świetny post :)
    MY BLOG

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy post, zmusza do refleksji... ;) Ja też mam podobnie, Tosia przez tydzień ani razu nie szczeka na spacerze, aż nagle po tygodniu coś ją zdenerwuje i kompletnie mnie olewa, a ja wtedy od razu stwierdzam, że to co robię nie ma sensu, nie przynosi efektów. Czasem mam ochotę się poddać i rzucić to wszystko, ale zawsze po dokładnym przemyśleniu całej sytuacji dochodzę do wniosku, że może nie jest wcale tak źle, jak mi się wydaje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie ta ostatnia faza wychodzi najpóźniej. :P

      Usuń
  7. Najważniejsze, to wyciągnąć wnioski i szybko podnieść się z upadku :)
    Warto sobie powtarzać, że psy żyją teraźniejszością. I chociaż ma ona wpływ na ich zachowanie w przyszłości, to mimo wszystko nie rozpamiętują wszystkich porażek tak jak czynimy to my. Trzeba brać z nich przykład, każdy spacer i każdą trudną sytuację wykorzystać do nauki czegoś nowego lub utrwalenia umiejętności.
    Ru poleciała za sarną, myślisz że gdybyś się wydarła to by wróciła? Następnym razem gdy poleci, ryknij. Im więcej takich sytuacji przeżyjesz, tym więcej się nauczysz swojego psa i będziesz mogła skuteczniej reagować. Każdą porażkę potraktuj jakbyś patrzyła na obcego psa, jako ciekawostkę behawiorystyczno-szkoleniową ;) Spróbuj się z niej nauczyć. Gdzie jest błąd, co nie zagrało, dlaczego?

    I pamiętaj Kochana, nie wpadłyście w przepaść, nie zaprzepaściłyście wszystkiego. Po prostu dała się porwać instynktowi, na chwilę siadła jej samokontrola i przywołanie. Przepracujecie, przeanalizujecie problem i będzie Wam łatwiej w takich sytuacjach w przyszłości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak jest, jasne, że to nie pierwsza i nie ostatnia porażka na naszym koncie! :) Z każdego błędu staram się wyciągać wnioski, próbować zastanowić się nad dalszym postępowaniem.

      Z perspektywy czasu zawsze traktuje to jak małe potknięcia, ale samo postrzeganie właśnie tego TU i TERAZ trochę mnie przerasta. Ciekawa jestem, czy z tego wyrosnę...

      Usuń
  8. Mam podobnie, chociaż powoli udaje mi się od czasu do czasu dojść do wniosku, że po prostu nie jestem w stanie robić wszystkiego perfekcyjnie, bo czasem trzeba choćby na przykład... spać. ;)
    Myślę, że najważniejsze to to, że Twoje psy chcą z Tobą pracować i szukają w Tobie oparcia i akceptacji - to mocna baza pod dalszą współpracę i poprawianie zarówno siebie, jak i psów. Zaliczyłyście z Ru wpadkę? Trudno, pozostaje Wam podnieść się i dalej nakurwiać, księżniczki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo interesujący i wciągający post, naprawdę! :)
    Też tak mam z Molly i z beaglem uwierz jest tak cały czas i chyba tego nie zmienisz. :)
    Pozdrawiamy!
    http://codziennebeagle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja to uwielbiam, gdy idę sobie sama z psem i myślę. Myślę o wszystkim i o niczym. Mam wtedy szansę poukładać sobie wszystko w głowie i odpocząć od zgiełku, od wiecznych wymagań. Jestem sam na sam ze sobą i swoimi myślami. To jest to! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli chodzi o mnie to jeszcze jakiś rok temu przejmowałam się każdą porażką, ba nawet zbyt powolnym wykonaniem ćwiczenia ;) Każdą sesję chciałam przeprowadzić idealnie, wszystko mieć zaplanowane i żeby wszystko udało się w 100% Jednak przy takim sposobie można doprowadzić się tylko do ciężkiej nerwicy ;)
    Teraz staram podchodzić się do tego z dystansem, nie przejmować się tak każdą błahostką. Jeśli nie uda się tym razem to za drugim na pewno wyjdzie. Jednak dalej wszystko analizuje, dzielę włos na czworo i mam pełno przemyśleń (najczęściej na samotnych spacerach!), ale nie oddziałują już one na mnie tak depresyjnie ;)
    Niestety porażek nie da się uniknąć i musimy nauczyć się z nimi żyć ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, nikt nie powiedział, że będzie łatwo :) Wciąż pracuję nad sobą, żeby wyluzować, nie jest łatwo!:)

      Usuń
  12. Jaka piękna analiza relacji! Chyba właśnie doceniłam wsparcie dobrego trenera, który wyjaśni, podpowie i w połączeniu z Twoimi obserwacjami wszystko złoży się do kupy. Ba!
    No, ale porażka dobrze zagospodarowana ma prawie same pozytywne strony - następnym razem można zrobić rzeczy o niebo lepiej. I tego się teraz trzymam :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tu jest najważniejsza kwestia - żeby dobre wnioski z całego zajścia wyciągnąć! :)

      Usuń
  13. Swoją drogą, ten wpis skłonił mnie do zastanawiania się nad polowaniem z T., co bardzo mnie niepokoi, bo to dla mnie moralnie dyskusyjna aktywność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dla mnie to zdecydowanie byłoby bardzo trudne, nie wiem, czy bym spróbowała - jeśli już to zwykłe tropienie.

      A próby pracy robiliście?

      Usuń
    2. Nie robiliśmy, bo próby pracy sprowadzają się tak naprawdę jedynie do wydania uprawnień hodowlanych i są mi zupełnie niepotrzebne. Zdecydowanie wolałabym już jeździć w pole z kimś kto np. psy do prób przygotowuje - bo to ma więcej sensu, niż próby jako takie.
      Tropienie mi się nie widzi, bo T. jest zdecydowanie wzrokowcem/górnowiatrowcem, więc chyba tam nie ma dla niej miejsca. Prawdę mówiąc, najchętniej totalnie wybiłabym jej z głowy coś takiego, jak pogoń za zwierzyną - w ten czy inny sposób.

      PS. Chyba widzimy się w sobotę. :>

      Usuń
    3. No tu jest faktycznie, wręcz dylemat moralny. Z kolei powiem Ci, że praca z psem w takim wymiarze, to zupełnie inna, nowa fascynująca baja. Nie wiem, czy czytałaś komentarz tutaj Malamute Fan - też to przeżyła :)

      PS Jeeee !! :> Tylko sobota, czy niedziela? Trzymaj kciuki, bo zamiast pociągiem jadę swoim smokiem :P

      Usuń
    4. Sobota i tylko jako obserwator, więc będę mogła skupić się na mizianiu Bala i robieniu zdjęć. Poza tym, chciałabym przepytać Cię o parę spraw. ;)

      Szerokiej drogi! :D

      Usuń
  14. Niby tylko owce a można wysnuć takie wnioski. Spacery z psem i rozmyślenia to chyba to co większość lubi najbardziej. No chyba, że pies nie daje nam szans na "bujanie w obłokach" ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak to powiedział mędrzec, czasem trzeba zrobić krok w tył, żeby potem zrobić dwa kroki naprzód... czy jakoś tak to leciało? Anyway: z mojej perspektywy totalnego laika w temacie psów przeczuwam, że Twoje pod względem zachowania i tak są niedoścignionym marzeniem dla wielu ! A pole do poprawy jest zawsze chyba w każdej dziedzinie życia... także trzymam kciuki, naprawdę podziwiam Twoje podejście do pracy z czworonożnymi przyjaciółmi. Szkoda, że moje koty są troszeczkę oporne na naukę jakichkolwiek sztuk ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa! A kota szkolonego widziałam i powiem Ci, że wzbudził mój nabożny szacunek :))

      Usuń
  16. Błędy i niepowodzenia są po to, żeby sie na nich uczyć i zdobywać doświadczenie. Sama sie o tym przekonałam, co niedawno pokrótce opisałam na swoim blogu i uwierz, również nie miałam łatwego życia :D Ale jak widać, z tego można wyjść cało, trzeba tylko dobrze spiąć dupę i uwierzyć w siebie ;)
    Trzymamy za Was kciuki (i łapki) i oczywiście życzymy powodzenia :))
    [koleżanka wyżej przytoczyła pewną fajna myśl, ja też przytoczę, ot co!]
    Tak w moich klimatach: "Trzeba sto razy przegrać, żeby raz wygrać" :))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! :)

Behind The Web

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwatorzy

Mój instagram

Instagram
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polecam