Na początku tego roku
wprowadziliśmy się do domu po dziadku.
Dom kilka lat stał pusty, dziadek wyprowadził się do rodziców.
Wcześniej mieszkał kilka lat sam -
możecie sobie wyobrazić jak wyglądało jego kawalerskie gospodarzenie ;)
Jak powszechnie wiadomo gusta dziadków i (nie bójmy się tego powiedzieć :) !) młodzieży rzadko
kiedy się pokrywają, dlatego początkowo roboty przy doprowadzaniu domu do stanu
używalności było multum. Do tej pory piętro jest jako - tako ogarnięte, na dół
schodzę tylko wtedy, gdy chcę coś upiec (tylko na dole doprowadzony jest gaz),
wyprać lub wrzucić do rupieciarni.
Dość wymieniać siermiężną meblościankę w niedorzecznie
wielkim salonie, skórzaną kanapę wytartą na brzegach i nieśmiertelny komplet
kanapa + dwa fotele w bliżej nieokreślone czarno-brązowe maziaje. Litościwym
milczeniem pominę linoleum w kuchni (czy ktoś naprawdę uwierzy, że to są
panele?), szerokie niepiękne dywany i boazerię (tak, to jeszcze te czasy!)
kładzioną raz tak raz tak. Dodam jeszcze różową łazienkę ( kafelki były
zamówione szmaragdowe, przyszły różowe, końcówka PRL – brało się co było :) ).
Kilku rzeczy udało
mi się pozbyć, kilka wciąż nas straszy, niektórych wady udało się
zatuszować - remont zaplanowany jest na
rok 2014, na razie odkładamy pieniądze i głośno marzymy.
Oczywiście udało się odnaleźć kilka perełek – jak choćby
piękna maszyna do szycia po prababci, kredens, który wymaga renowacji (
sławetne ‘po remoncie’), uroczy porcelanowy komplet w niezapominajki, jednak więcej rzeczy trafiło do kontenera / oddane w
dobre ręce.
Niestety wcześniej nie przewidywałam prowadzenia aż takiej
dokumentacji, dlatego zdjęcia „przed” są nieliczne i niezbyt dobrze
skomponowane – ot wygrzebane z czeluści dysku. Na przyszłość obiecuję poprawę
jakości !
Oto jedno z nielicznych zdjęć osobliwego kompletu
wypoczynkowego które zachowało się, zanim odesłałam go z pocałowaniem ręki.
Dziwna sprawa różowej łazienki
"Uratowane" meble - prababcina maszyna do szycia wytargana gdzieś między dwiema (sic!) zamrażarkami...
...i kredens, który planuję przerobić na biało i zmienić nieszczęsne gałki
Ciekawy sposób kładzenia boazerii (fama głosi, ze tak chciała babcia. Dlaczego? Nie pomnę :P)
Ale fakt faktem boazerię w kuchni oswoiłam, troszkę się z nią polubiłam, nawet myślę, że ciężko będzie się z nią rozstać pod koniec remontu. Nadejdzie chwila, gdzie uwiecznię boazerię teraz :)
I to, co straszy mnie zawsze - skórzane meble. Brr! Ani na tym usiąść, ani zawinąć się w koc, bo zjedzie...Nic, na razie jest jeszcze z nami, ale w stylu "przyczajony tygrys, ukryty smok".
Linoleum. Z pozytywów...hmm no nie jest to czysty beton :)
Meblościanka Gierka - w witrynce nieśmiertelne (oby nie!) kryształy.
Rzeczywiscie kredens zasnie prosi o przemalowanie.. Życzę duzo duzo energii do pracy a po cichu troche zazdroszczę bo na swoje jeszcze czekamy :) wspaniałe pole do popisu! :)
OdpowiedzUsuńKredens marzy mi się przerobiony na biało ;)
UsuńCałą kuchnię widzę w kolorach Santorini - biel i ultramaryna ;) Najbardziej 'chodzą' za mną duże kafle w kolorze głębokiego kobaltu.
Masz może jakieś doświadczenia na polu odnawiania mebli? :) Każda porada jest cenna!
o rany! toż to wygląda jak nasze mieszkanie po babci! :D tez wstępnie "okiełznalismy" Gierka, ale nie planujemy tu dłużej pobalować więc remontować będzie już kto inny...ufff :)
OdpowiedzUsuńHaha kostka gierkowska nie do zdarcia! Już prawie tydzień tu mieszkamy, a ja w rozsypce wciąż jestem :P A dołu nawet nie ruszyliśmy jeszcze! :P
Usuń