Pod jednym jedynym względem nie jestem typową babą – nie przepadam za dostawaniem kwiatów. Dla mnie większość tego typu wiązanek jest zbyt
dumna, sztywna i pachnąca na jedno kopyto. Wolę sama tworzyć sobie bukiety z
kwiatów które mam w ogrodzie lub
zebranych podczas spaceru.
Nie za bardzo przepadam za tak zwaną królową kwiatów – różą.
Nie szaleję za jej odmianami, niespecjalnie cieszy moje oczy. Serce już dawno podbiły mi kwiaty z wiejskich ogródków – w moim są słoneczniki, lawenda, gipsówki,
len, wrzosy, zawilce, malwa, rumianek. Dlatego królowa znajduje u mnie miejsce
tylko w jednej odmianie - róża jadalna, inaczej róża pomarszczona, japońska. Ma
swój swojski charakter, odurzający zapach, no i można ją ciekawie wykorzystać!
Lubię mieć w ogrodzie rośliny, które nie tylko cieszą oko,
ale są też użyteczne. Bardzo ucieszyło mnie odnalezienie bzu czarnego w jednym
z zacienionych rogów w ogródku, mam
rozbudowany zielnik, stawiam pierwsze kroki w hodowaniu warzyw i owoców,
dlatego roślina, która nie tylko ciekawie wygląda ma od razu u mnie dodatkowe
plusy :)
Pod koniec zimy bezlitośnie „przeleciałam” się po sztywno
wystających krzakach drastycznie stosując cięcie odmładzające (według
poradników ogrodniczych powinno się je wykonywać co 5 lat), docięłam każdy
krzew do wysokości 15 cm. Przez
wydłużająca się zimę martwiłam się, czy uda im się w tym roku odbić i w ogóle
zakwitnąć, na szczęście się myliłam! Już z początkiem lipca zaczęło się
kwitnienie.
Jako entuzjastka naturalnego sposobu życia postanowiłam
poszukać pomysłów na użycie płatków róży w moim małym gospodarstwie domowym.
Płatki świeżo zebrane w ogrodzie
W zeszłym roku sprawdziłam przepis na tonik z płatków róży –
podobno ma właściwości wygładzające, odprężające rozświetlające i
przeciwzmarszczkowe. Wykonanie jest proste, wystarczy garść płatków różanych
zalać wodą i gotować na wolnym ogniu pod przykryciem około godziny. Po godzinie
należy odcedzić płatki, przelać tonik do naczynia i trzymać w lodówce
maksymalnie przez dwa tygodnie. Bardzo polubiłam uczucie przyjemnego
odświeżenia po jego użyciu, twarz była czysta, skóra przyjemna w dotyku.
Innych
czarów nie zauważyłam J
Gotowy tonik o charakterystycznym, bursztynowym kolorze.
W tym roku w ferworze walki z przeprowadzką odnalazłam zeszyt
z przepisami babci ( każda kobieta w naszej rodzinie ma to w genach – w pewnym
wieku tworzymy prywatne książki kucharskie). Odnalazłam w niej ciekawy sposób
na konfiturę różaną – bez gotowania.
Otóż zebrałam płatki róż z krzewu, odcięłam gorzkie, białe
końce (żmudna robota, polecam jakiś serial w tle J
).
Żmudny proces oddzielania białych końcówek może być chociaż wdzięczny do fotografowania :)
Zasypałam cukrem, dodałam kilka kropel cytryny do smaku, utarłam w makutrze, et voila!
Rozpoczynamy pracę!
Tak to wygląda na początku...
...a niestety tylko tak przy końcówce :)
Gotowy wyrób.
W lodówce powinna utrzymać się około 1 roku. Konfitura ma ciekawy buraczkowy
kolor, wygląda trochę jak ćwikła ;)
Niestety z takiej ilości płatków wyszło bardzo niewiele
konfitury, mam nauczkę na przyszłość!
Oprócz tego planuję zasuszyć płatki róż i wykorzystać je
jako dodatek do kąpieli oraz zaszyć w szmatkach i użyć jako zapach w szafach.
Jeżeli macie chwilkę czasu i Wasza róża wyjątkowo obrodziła w tym roku to serdecznie polecam, czekam teraz na jesień i spróbuję zrobić herbatkę różaną.
Różana konfitura - mój smak z dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńMnie tylko ten zapach kojarzy się z babcią. Konfiturę zrobiłam głównie dla taty, gdyż mnie sam smak nie urzeka :)
UsuńZaczytałam się :) ciekawy blog :) będę czytać i subskrybuje u siebie :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję ;)
Usuń