Przełom wiosna – lato to w naszym domu gorący okres. Nie
tylko ze względu na skaczące w górę temperatury, ale również dlatego, że w tym
czasie oboje mamy urodziny. Chłop nieco wcześniej, łapie się na najpiękniejszy
rozkwit wiosny, ja na sam początek lata.
Imprezy plenerowe są wdzięcznym tematem – najczęściej są
obarczone mniejszą rangą równocześnie poziom stresu gospodarzy spada. Nie
trzeba szaleć ze sprzątaniem, pieczenie wytwornych tortów w okresie gdy
temperatury sięgają 30 stopni mija się z celem, poręczniejsze są szybkie babki,
muffiny czy kruche ciastka w sam raz na jeden raz. Obiad dwudaniowy odpada –
wystarczy porządne masło czosnkowe, świeże pieczywo, dobrze przyprawione
kiełbaski, szaszłyki i ze dwie sałatki. Żyć – nie umierać !
Mój niezbędnik na każdym przyjęciu - mini DIY - słoik kupiłam w Lidlu, był wypełniony cukierkami. Chłop ( z moją wydatną pomocą!) cukierki pożarł, słoik zostawił. Wymoczyłam, wymyłam, obwiązałam kokardką i zawsze wypełniam ciastkami :)
Wystrój też zazwyczaj jest mniej wymagający – nie spędzam
całego poranka „latając na szmacie”, prasując, nadając niesamowitych zapachów (fretki!),
chowając na chybcika po szafkach rzeczy, które nie pasują do zamysłu wnętrza.
Mój ogród jest jeszcze dość zaniedbany (cały czas nad tym
pracujemy!), bardzo zacieniony i wilgotny. Przy odrobinie dobrej woli można go
nazwać „ogrodem angielskim”, ale według mnie nie ma co się łudzić – jest to
nieokiełznany busz. Po zmierzchu chmara komarów przypomina szarańczę i na nic
lawenda, komarzyca i spirala – po prostu trzeba się ewakuować.
Znacie jakieś dobre sposoby na pozbycie się komarów z ogrodu?
Mam ukochaną altankę – miejsce, gdzie najchętniej zapraszam gości (może to kwestia tego, że babcia też tam zawsze urządzała przyjęcia?), ale ona nie zawsze zdaje egzamin - imprezy na więcej niż 8 osób muszą odbywać się gdzieś indziej ze względu na problem ze stołami i krzesłami – na razie ma tam miejsce losowa partyzantka i bynajmniej nie wygląda to jak eklektyzm !
Altanka, którą stworzyła babcia - z prawej wiśnia (wisi na niej lampion), pod wiśnią bohaterka wcześniejszego wpisu - róża.
Jeśli chodzi o wystrój przyjęć – znowu – podobają mi się
angielskie, prowansalskie i skandynawskie rozwiązania. Oczywiście stawiam
multum lampioników i latarenek. Jestem uzależniona od ciepłego, rozproszonego światła świec - w domu też mam niezliczoną ilość świeczników, a elektryczne źródła oświetlenia również muszą nadawać wnętrzu odpowiedni, przytulny kolor. Aktualnie marzy mi się sznur lampek solarnych do ogrodu, przypominających te choinkowe, porozwieszałabym na krzakach, drzewach żeby dodatkowo doświetlić ten fragment.
Latarenka bez dwóch zdań musi być !
Nawet podczas przyjęć w domu muszę mieć rozproszone światło świec. Tu - na pierwszym planie po lewej mój lampionik DIY ze słoika, po lewej DIY pojemnik na serwetki z puszki po groszku a w tle wspomniany niżej bukiet ze złocienia.
Niezastąpione lampioniki z Ikei i bukiet z kwiatów polnych - ten stolik zazwyczaj służy jako szwedzki stół
Zazwyczaj również zbieram kilka bukietów kwiatów z pól za naszym
domem i stawiam je w wazonikach przypominających butle po mleku. Kładę obrusy
jeszcze po babci im prostsze, widoczniejsze sploty , tym większa moja radość. W domu staram się robić bukiety z moich kwiatów (na zdjęciu w dużym wazonie - kwiaty z mojego złocienia)
Mój robiony na chybcika bukiet z chabrów i lawenda mająca odstraszyć komary (niestety!)
Pewnego razu pokusiłam się o stworzenie przyjęcia
tematycznego – upiekłam babkę tęczową, nakupiłam kolorowych żelków, dropsów,
zrobiłam owocowe szaszłyki i w sumie byłam zadowolona z efektu. Oczywiście nie
jest to (jeszcze ;) !) poziom czasopism wnętrzarskich, ale starałam się jak
mogłam.
Tęczowe szaszłyki owocowe :)
Część wystroju tęczowego - ciasto i draże.
Oto dokumentacja moich skromnych pierwszych kroków ;) Nie
posiadamy jeszcze porządnego zestawu ogrodowego (ba! Nie posiadamy prawdziwej
kuchenki gazowej na piętrze a kran w zlewozmywaku raz na miesiąc przecieka),
toteż wszystko jest z przypadku uprzednio odpowiednio opakowywane ;)
Mam identyczny obrus w maki, prezent od nieżyjącej już niestety babci.
OdpowiedzUsuńMój obrus oczywiście również po babci :)
UsuńCudownie to wygląda! Aż chciałoby się spędzić choćby jedno popołudnie u Ciebie w altance :)
OdpowiedzUsuńLampki solarne zawsze i mi się marzyły - wyglądają po prostu nieziemsko!
Dziękuję pięknie, tylko komary żyć nie dają! A lampki solarne, to mus przyszłego roku :) Dziś wróciliśmy do domu zwycięsko z hamakiem za 27 złotych ;)
UsuńImprezka rodzinna w ogrodzie, fajna sprawa. Zazdroszczę, że urodziny wypadają o tak ciepłej porze roku. Ja jestem z zimy, więc plener całkowicie odpada. Latem przed wakacjami jest wprost idealnie :)) :))
OdpowiedzUsuń