Nie owijając w bawełnę - sucz nasz łatwym psem nie jest. Minęły 3 tygodnie odkąd jest u nas, coraz lepiej się poznajemy, coraz bardziej jesteśmy w stanie przewidzieć jak zachowa się w danej sytuacji (bynajmniej nie jest to rzeczą łatwą - stabilność emocjonalną Ru możemy porównać do regatówki na morzu podczas sztormu). Powoli, powoli uczymy ją co nieco kontrolować swoje popędy, starać się pokazać jak może inaczej sobie z tym radzić, pomóc jej maksymalnie wzmacniając pożądane zachowania. Nie jest to rzeczą łatwą, bo oprócz kwestii niestabilności emocjonalnej dochodzi tu siła charakteru.
Szczerze powiedziawszy jeśliby wziąć pod uwagę skalę twardości minerałów wg Mohsa, to mamy nomen omen - siła jej osobowości plasuje się mniej więcej na poziomie twardości rubinu (9/10) czyli - panie, nie mamy lekko. Dopiero w zeszłym tygodniu udało się nam wywalczyć arcyważną kwestię - już, podkreślam, już zdarza się ryżej reagować na korektę SŁOWNĄ nie popartą żadnym wyprowadzeniem do innego pokoju, złapaniem za fraki czy karnym jeżykiem.
Smocze oko łypie i czuwa.
Dlatego też postępy prac nad przeróżnymi aspektami zachowań suki rozłożę na kilka notek, szczególnie, że dodatkowo będziemy mieć wszyscy ogląd na to, czy są jakieś postępy, czy jednak doświadczamy regresu.
Dziś biorę na tapetę pilnowanie zasobów, zachowanie dość popularne wśród wszelkiej maści pastuchów. Na logikę onegdaj owczarki w sumie między innymi od tego były - żeby bronić wszelkich dóbr właściciela przed osobami postronnymi - i to poniekąd jest zachowaniem pożądanym. Ja jednak jestem zdania, że takie coś mi pasuje, jeśli ja nad tym panuję (dlatego, między innymi nie dla mnie molosy - one z kolei mają same podejmować decyzje, co mi jest nie w smak :) ). I tak wszystko jest fajnie, jeśli pies pilnuje domu, obszczekuje, broni mojego plecaka przed obcymi, o ile na moją wyraźną komendę zaprzestaje takiego zachowania. Kiedy szanuje moje zdanie i ono liczy się bardziej niż jego prywatna ocena danej sytuacji. Z Baloo sytuacja jest prosta (choć wypracowana w bólach i frustracji - etap dziewięciomiesięcznego stróżującego szczyla doprowadzał mnie do łez frustracji - zapraszam do notki powakacyjnej :P). Balu był większość swojego życia wychowywany w szeroko pojętej komunie (inne psy towarzyszyły mu na co dzień), toteż nie widział problemu, żeby pić z jednej miski, przy jedzeniu spokojnie zjeść i pójść dalej, czekać grzecznie na swoją kolej podczas wydzielania smaków.
Jestę jedynakiem, dzielić się niebede!
Ruby natomiast już pierwszego dnia wrzasnęła "MOJE!!!WARA!!!"... i Bal ustąpił krzykaczce. Moja reakcja była natychmiastowa - przewinienie było dość dużego kalibru (wrzask + przegonienie z kłapaniem), więc ja też musiałam w dość szybki, acz efektowny sposób zareagować - dosadnym sru na podłogę. W tym momencie, totalnie od czapy Ru stwierdziła, że jestem jej bogiem. Zyskałam jakieś +200 do autorytetu, co poniekąd pokazało mi mniej więcej jak dużych bodźców potrzebuje ruda, żeby do niej dotarło ( i oprócz tego, że jest fanką tzw tough love :P). Tego wieczoru jeszcze kilkakrotnie próbowała odgonić Bala od miski/mojej ręki z nagrodami. Korektę musiałam jeszcze powtórzyć dwukrotnie, a następnie próbować schłodzić nieco emocje.
Następnego dnia postęp był taki, że już Balu mógł podejść do miski z wodą, natomiast długo długo czekał, zanim zebrał się w sobie żeby z niej skorzystać. Wieczorem wydzieliłam gryzaki i...Ruby stwierdziła, że wobec tego cała sypialnia należy do niej, i jak najszybciej trzeba pozbyć się stamtąd rezydenta. W kolejnych dniach suka miała epizody przeganiania go od szuflady z zabawkami, odganiania go od wejścia do pokoju, czy pilnowania wyimaginowanej rzeczy schowanej pod kanapą. Pewnego dnia jadłam sobie drugie śniadanie, a Ru doszła do wniosku, że jest następna do michy, więc cały czas usiłowała odgonić Bala ode mnie. Z czasem stopniowo sytuacja zmniejszała swoją skalę i dziś Baloo jest tylko odganiany w sytuacjach wysoce emocjonujących - czyli szarpaniu/zabawie piłką, biegnięciu do drzwi, jeśli ktoś zapukał - wciąż nad tym pracujemy, ale powoli i spokojnie.
Nasz program naprawczy musiałam oprzeć na dwóch aspektach:
Przede wszystkim wzmacnianie psychiki Baloo. Dla mnie był to priorytet, bo mój słodki szczyl jest dość łagodny i każde ostre zwrócenie uwagi (potoczna chaja) reagował CSowaniem i miną pt. "boże, ona krzyczy, to już koniec, nie kocha, dramat, wyrzuci na ulice, przepraszam!". Ustępował jej we wszystkim, uciekał, giął się i przepraszał. Potem doszło do tego, że zaczął unikać takich sytuacji, żebym tylko ja się nie denerwowała - nie podchodził do niej, jak była w kuchni, wpuszczał ją przodem wszędzie. Nie chciałam oczywiście reagować zawsze i wszędzie, bo jednak pewne kwestie psy musiały ustalić między sobą, natomiast nie mogłam dopuścić do kompletnego zaszczucia jednego z psów (bądź co bądź mają całe życie do dogadania się przed sobą). Dlatego każde odważne wystąpienie młodego bardzo chwaliłam (przez odważne uważam zrobienie sztuczki przy Ruby, wzięcie smakołyka przy niej, czy napicie się z miski razem z nią). Dalej ganiłam nieuzasadnione kłapanie rudej, natomiast jeśli faktycznie miała rację nie reagowałam w żaden sposób, albo (jeśli ładnie to zrobiła bez histerii i szczerzenia się) kwitowałam krótkim "dobrze". Etap początkowy był taki, że tylko skarmiałam Baloo a Ru prosiłam o wykonywanie jakiś tam podstaw, potem razem wykonywały podstawowe sztuczki, a potem już wprowadziłam komendę "czekaj" gdzie jedno coś robi, a drugie czeka na swoją kolej. Zauważyłam też, że początkowo szczyl dobrze i bezpiecznie się czuł dostawiony do mojej nogi i stamtąd wydzielałam mu smaki (dodatkowo fajnie nam to wzmocniło pozycję zasadniczą :P)
Wygląda niewinnie, prawda?
U Ruby musieliśmy popracować nad nauka dzielenia się i kontrolowania emocji. Po początkowych siermiężnych zjebkach sucz doszła do wniosku, że takie sytuacje jednak nie są tolerowane w nas w domu. Oczywiście, pewnie poza swoim bardzo młodym szczenięctwem sucza nie miała możliwości przebywać wśród większego stada i w takim współpracować, dlatego tym trudniej przedstawiała się sprawa i tym bardziej zachodziłam w głowę jak uda nam się sprowadzić to do akceptowalnego poziomu.
Nasz program naprawczy obejmował:
* spalenie miski ( w poprzednim domu Ru miała całodobowy dostęp do żarcia) - to mogło poniekąd nieco zaostrzyć sucze reakcje, ale przyszła do nas z porządną nadwagą i totalnie nie jest nauczona pracować z człowiekiem, więc po bilansie strat/zysków część żarcia dostają w formie nagród a część w zamkniętej klatce (na poczet nauki klatkowania),
* pozbycie się wszelkich zabawek z pola psiego widzenia,
* chwalenie i dodatkowe bonusy za spokojne nagradzanie przy michach, nagradzanie każdej przyjacielskiej interakcji ze sobą,
*(tu uwaga, nie do powtarzania w domu, tutaj trzeba wiedzieć, czy można na takie coś sobie pozwolić) taki fretkowy myk - przy wprowadzaniu nowego zwierzaka do stada najczęściej godziło się zwaśnione bydlaki maltpastą - dzieliło się z jednej tubki, smarowało pyszczki tak, żeby wylizywały się nawzajem. Ja zadziałałam podobnie z papierkiem po maśle - oba zwierzaki grzecznie razem wylizywały papierek, a potem nawzajem siebie za co okropnie chwaliłam - i do tej pory po wypiciu wody/zjedzeniu czegoś dobrego z pietyzmem wylizują siebie nawzajem. Tu znów powtórzę zastrzeżenie - w ostrzejszym staniem może to się skończyć krwawą walką z ofiarami również w ludziach.,
* w przypadku, gdy sucze nerwy jednak puściły - w zależności od skali reprymenda słowna/odgradzanie/karny jeżyk/ siermiężna zjebka,
Na tą chwilę sprawa wygląda całkiem nieźle - Balu stabilnie znosi jazgot rudej - nauczył się po prostu być ponad to i mniej się martwić, a bardziej ignorować (odpuszcza czasem, czasem po prostu olewa), z kolei sucze pilnowanie trochę osłabło, mniej wrzesczy. Oczywiście często gęsto próbuje coś ukraść Balowi, ale powoli to przybiera postać miłego złodziejaszkowania (każdy każdemu z pyska wyrwie, ale krwawej jatki przy tym nie będzie, raczej w formie przekomarzania) a nie walki na śmierć i życie.
Ru patrzy pełna nadziei w przyszłość :)
a taka niepozorna! ale najważniejsze, że są postępy. powodzenia w dalszej pracy :))
OdpowiedzUsuńNiee no widać że ma diaboła za skórą! :) Dziękujemy :)
UsuńFajnie ze robicie postępy i dobrze że mała powoli się przyzwyczaja :)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w pracy i cudne zdjęcia! ♥
zapraszamy do nas! :)
Http://przygodys.blogspot.com
Dziękuję ślicznie i dziękuję za komplement na temat zdjęć - cięzko się białe fotografuje, sama pewnie wiesz :)
UsuńBiedny Balu, tyle ma stresów przez wredną babę. ;)
OdpowiedzUsuńTeż mi czasem go szkoda...ale potem widzę ich wtulonych razem, czy biegających jak szaleni po polach na spacerze i od razu widzę jacy są szczęśliwi razem :)
UsuńDobrze, że trafiła w takie świadome ręce :). A Balu taki dzielny! :)
OdpowiedzUsuńOj często mnie zaskakują jej reakcje, nie jest łatwo znaleźć zawsze odpowiedni tok postępowania :) Ale myślę że z czasem będzie lepiej :) Balu mój geniusz - profesorek! :)
UsuńŻyczymy jeszcze więcej sukcesów i gratulujemy Balu cierpliwości:) Ruby jest pięknym psem, tylko pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy i zapraszamy do nas: www.w-psim-wymiarze.bloog.pl
Ja też podziwiam Bala i bardzo go chwalę :) Ruby dziękuje ! :) Choć osobiście uważam Bala za ładniejszego z ekipy :)
UsuńMałymi kroczkami i wszystko pięknie wypracujecie ;)
OdpowiedzUsuńU nas bronienie zasobów to tylko Sonia miała, przez moje zaniedbanie. Bo ona jedna, sama w kojcu, dostawała jeść i sobie zjadała na spokojnie i nikt jej nie przeszkadzał. Aż jednego dnia wymyśliłam, że przecież za żarełko można pracować i leżeć z pyszną kością obok drugiego Owczara i nikomu krzywda się nie dzieje. Ale u nas to poszło szybko, mimo że przez lata robiła jak chciała a tu myk, myk. Na to wylizywanie nie wpadłam, choć wylizują razem z małej i wąskiej miski. Ciap to osobna bajka :D
Niestety u nas takie coś nie zadziała, przynajmniej nie na tą chwilę :/ Ma to bardzo zakorzenione, dlatego musimy działać stopniowo i małymi kroczkami :)
UsuńTo życzymy powodzenia!
UsuńNie wiem czemu, ale coraz bardziej podobają mi się te owczarki australijskie :)
Ależ u Was świątecznie:)
OdpowiedzUsuńAch szykuj się na piątkowy post - eksplozja ozdóbek w domu! <3 :)
UsuńJa bardziej na święta mam minę jak Twoj mąż :D
UsuńNiemożliwe! Toż to się nie godzi! :)
UsuńTakże uważam że aby "wzmocnić" psa czyli sprawić aby zaufał i poczuł sie dobrze, trzeba znać jego psychikę. Wasz program nawet podobny do mojego, ponieważ również pracuję nad niektórymi rzeczami u mojej psiny.
OdpowiedzUsuńhttp://saratheofficial.blogspot.com/
Ja Ryżej psychikę dopiero poznaje i muszę ją nauczyć tego, że praca z człowiekiem jest fajna, że ostateczną instancją jestem ja i to ja decyduje, że są pewne granice, zachowania które są wymagane (konsekwentnie).
UsuńNa szczęście mój mały profesorek Baloo pięknie tonuje konflikty, unika dramatów i ze spokojem stoika znosi wzloty i upadki suczych nastrojów. Zresztą tylko dzięki Balowi mamy piękne przywołanie - bo niebieski w każdej sytuacji leci do mnie - a cóż sucza ma robić? Naśladuje :) Raz tylko wyłamała się - przy ochłapie mięcha. Ale potem już było coraz lepiej, z górki :)